czwartek, 2 lutego 2017

Rozdział 2


 




Ja: Katie napisz chociażby głupią kropkę bądź przecinek.

Ja: Nie odpisujesz mi już od wczoraj a ja nie wiem co się z tobą stało.

Ja: Martwię się.

Ja: Może i nie chcesz mnie znać ale daj znać, że nic ci nie jest.

Ja: Wiem, że zapewne teraz masz spam ale to najmniej istotne w tym momencie.

Od zawsze byłam wrażliwą osobą. Wszystko zatrzymywałam w sobie i płakałam po nocach. Nadal płaczę. To jest moją najgorszą wadą. Próbowałam z tym walczyć, ale poddałam się. Najzwyczajniej w świcie poddałam się, bo i tak wiem, że nie dam rady.




Sama się zdziwiłam gdy przeczytałam wszystkie moje wiadomości które napisałam do Katy. Znam ją niecały dzień a boję się, że coś jej się stało. Boję się również, że ktoś powiedziała jaka jest prawda i postanowiła raz na zawsze o mnie zapomnieć. Dziwiło jednak mnie to, że nadal miała mnie w znajomych. I to właśnie budziło we mnie sprzeczne uczucia. Może coś jej się stało gdy wracała z lekcji tej głupiej gry na fortepianie. Ktoś ją napadł albo co gorsza zgwałcił? Ugh. O czym ja myślę. Skarciłam się za takie myśli. Katie nic się nie stało i teraz zapewne świetnie się bawi ze swoimi koleżankami na zakupach. Tylko ja siedzę w sobotnie popołudnie w domu. Kate zapewne ma o wiele ciekawsze rzeczy do robienie. Więc nie wiem po co ja się tak zamartwiam.

Teraz jeszcze sprawa Nathana. Mam gdzieś co sobie o mnie pomyśli o mnie. Wkroczył jak dla mnie na dość drażliwy temat. Ba. Najgorszy, jaki mógł poruszyć. W moim życiu wydarzyło się za dużo, jak na mój wiek. Zdaję sobie sprawę z tego, jaka jestem słaba psychicznie. Nieraz próbowałam zakończyć mój żywot na tym świecie, ale nigdy nie miałam na tyle tej pieprzonej odwagi. Nigdy nie miałam na tyle odwagi, by żyletkę pociągnąć po skórze mocniej i głębiej. Jestem tchórzem. Tchórzem.

-Jessica mogłabyś zejść do salonu? Muszę ci coś bardzo ważnego powiedzieć. - ton mojej cioci ogłaszał tylko jedno: musiało się stać coś bardzo ważnego. Mimo, iż rzadko widywałam siostrę mojej mamy w domu, to potrafiłam po tonie jej głosu rozpoznać czy jest radosna, czy wręcz przeciwnie, smutna.

Gdy jeszcze moja mama żyła przeważał ten pierwszy typ. Ja, moja mama i ona to było trio przyjaciółek. Nie potrzebowałam żadnych koleżanek z klasy. Wybierając się na zwykłe zakupy do centrum handlowego a raczej tylko przymierzanie dla zabawy ubrań sprawiało, iż czułam się z nimi jak z swoimi rówieśnikami.

Roześmiane, jak to zawsze bywało w przypadku mojej mamy i jej siostry, weszłyśmy do centrum handlowego. Było ono ogromne, ale nie robiło już na mnie tak wielkiego wrażenia jak kiedyś. Od razu ruszyłam do mojego ulubionego sklepu ignorując robiące mi w tym momencie wstyd, osoby towarzyszące. Kręcąc głową przekroczyłam próg sklepu i zaczęłam się rozglądać. Czasami również zastanawiałam się czy moja mama i ciocia są po trzydziestce. Po ich dzisiejszym zachowaniu mogę jedynie stwierdzić, że albo się czegoś naćpały, albo są pijane lub cofnęły się w rozwoju. Nie słysząc ich głośnego śmiechu odwróciłam się na pięcie i nie wiedziałam co zrobić. Zapaść się pod ziemię ze wstydu czy zacząć śmiać jak wariatka.

Otóż moja rodzicielka wraz ze swoją siostrą rozmawiały, na moje oko, z piętnastoletnim chłopakiem. Ich ręce latały w powietrzu, energicznie wymachując a usta się nie zamykały. Widziałam również zdezorientowanie, ale i rozbawienie na twarzy chłopaka. Z ociąganiem do nich podeszłam i pierwsze to, co zrobiłam, to spiorunowanie wzrokiem dwóch kobiet, które niestety należały do mojej rodziny.

- A to właśnie moja córka o której mówiłyśmy. - mogłam przysiąc, że jestem w kolorze dorodnego pomidora, a to dzięki mojej matce. Nie wiem czego one naopowiadały blondynowi, ale to było na sto procent coś naprawdę stawiającego mnie w złym świetle. Chłopak tylko spojrzał kątem oka na mnie. Ja natomiast patrzyłam na wszystko co było w pobliżu tylko nie na niego. Moje zażenowanie właśnie osiągało chyba najwyższy poziom jaki mogło.

- Umm. To ja będę już się zbierał. Dziękuję za numer. Na pewno zadzwonię do pańskiej córki. - spojrzałam na chłopaka dopiero wtedy, gdy wychodził przez ruchome drzwi. Następnie odwróciłam się w stronę dwóch kobiet i jedynie podniosłam brew. Żądałam wyjaśnień i osoby które stały na przeciwko mnie, dobrze o tym wiedziały.

- No co. Właśnie chyba zapoczątkowałyśmy twoją pierwszą miłość. Możesz nam podziękować. wiemy jakie to jesteśmy wspaniałomyślne. - przewróciłam tylko oczami na ich uwagę. W tym momencie miałam jedynie ochotę na zamordowanie. To zdecydowanie jest pierwszy raz gdy najadłam się takiego wstydu przed chłopakiem. Odwróciłam się na pięcie i z powrotem ruszyłam do sklepu. Słyszałam jeszcze za plecami jak moja mama oraz ciocia obgadują tego blondyna, że jest bardzo przystojny i idealnie do mnie pasuje. Po raz kolejny przewróciłam oczami i westchnęłam pod nosem.

Na to wspomnienie na mojej twarzy pojawił się cień uśmiechu. Gdybym wiedziała, że to był nasz ostatni wypad do centrum handlowego w takim składzie nie chodziłabym wtedy obrażona na cały świat. Żałuję wielu czynów które popełniłam przed śmiercią moich rodziców. Wiem, że niestety nie cofnę czasu i nie zmienię niczego. I to jest właśnie najgorsze.

- Jessica!! Zasnęłaś?? - na krzyk ciotki gwałtownie zerwałam się z łóżka i ignorując zawroty głowy, szybko zbiegłam po schodach. Wiedziałam, że wkurzyłam ją jeszcze bardziej. Nie wiecie jednak, jak bardzo byłam zdziwiona gdy na kanapie siedziała starsza kobieta. Znałam ją, była moją dalszą sąsiadką. Od czasu do czasu zdarzyło mi się z nią zamienić kilka słów.

- Jak zapewne już wiesz, pani Kennedy ma wnuka. Jednak on wyjechał kilka miesięcy temu i niestety nie ma kto chodzi po zakupy. No i ja pomyślałam, że może ty byś chciała. - mój wzrok spoglądał raz na moją ciocię raz na panią Kennedy. Nie wiedziałam czy jestem w jakieś ukrytej kamerze, ale z ręką na sercu mogłam przysiąc, iż pierwsze słyszę, że ta pani ma wnuka. Pokiwałam tylko głową na tak. Nadal nie mogłam wydusić z siebie słowa ze zdziwienie. Jednak z drugiej strony, skąd ja miałam wiedzieć jak najwięcej czasu spędzałam w swoim pokoju słuchając jeszcze bardziej dołujących mnie piosenek?

- Tak bardzo ci dziękuję dziecko. Do najbliższego sklepu jest kilka minut drogi a niestety moje nogi coraz bardziej odmawiają posłuszeństwa. - uśmiechnęłam się tylko na słowa starszej kobiety. Może i niezbyt mi odpowiadało wychodzenie z pokoju, ale nie mogłam odmówić. Z opowiadań mojej mamy, gdy jeszcze żyła, wiedziałam, że pani Kennedy często zajmowała się mną gdy moi rodzice byli w pracy. Ja jedynie w ten sposób mogłam się odwdzięczyć.

~~~~

Od dobrych, kilkunastu minut przypatrywałem się mojemu przyjacielowi. Na kilometr było widać, że chodzi jakiś rozkojarzony. Nie wiem co jest tego powodem, ale mistrz świata- Brian Rogers, czyli ja potrafi zdziałać cuda i dowie się co dzieje się z Nathanem. Widziałem, że fanki niczego nie zauważyły w jego zachowaniu, bo Nathan na ogół bywał rozkojarzony, lecz wiedziałem kiedy coś go trapiło a kiedy najzwyczajniej nie wyspał się. Może i z naszej dwójki to ja jestem tym głupszym i dziecinnym, ale potrafię zauważyć to co dzieje się z moim przyjacielem.

- No to zrobicie teraz hałas na zakończenie. Tylko zróbcie to tak głośno aby całe Denver słyszało.

-Na 3. Dobra? Jeeden, dwaa, trzyy. - na krzyki Nathana o mało co nie ogłuchłem. Chłopak jak chce, to potrafi krzyczeć.

Już po chwili sala zaczynała robić się pusta a mój przyjaciel kilku minut udawał, że pije wodę. Wiedział co się święci, dlatego  chciał jak najdłużej przeciągać, ale ja mam dużo cierpliwości. Szczególnie do niego. Aż zdziwił mnie tym, że zapomniał o tym. Co się dzieje z Kennedy?? Zakochał się czy co? Nigdy się tak nie zachowywał i byłem niemal, że pewny, iż mój najlepszy  się zakochał. Omg. Czym prędzej usiadłem na kanapie obok niego i natarczywie się w niego wpatrywałem. On, udając zmęczenie podniósł swój wzrok z telefon na co ja tylko prychnąłem pod nosem. Jego zachowanie z minuty na minutę zaczynało mnie irytować, ale wiedziałem, że to trudny dla niego temat.

- Wczoraj, gdy wróciłem do pokoju dostałem SMS. Myślałem, że to znowu jakiś twój nieśmieszny suchar, ale to była jakaś dziewczyna. Strasznie ciężko było mi wyciągnąć od niej jak ma na imię, ale po paru próbach udało mi się. No i w jednej wiadomości napisała mi, że nie ufa ludziom. Ja chciałem się dowiedzieć dlaczego, więc to napisałem, ale do tej pory mi nie odpisała. Może i wymieniłem z nią tylko kilka wiadomości, jednak ona nie jest taka jak inne dziewczyny. Nie wiem czy udaje niedostępną, czy naprawdę wiele w życiu przeszła, ale zdążyłem ją polubić. - wysłuchałem wypowiedź Nathana w ciszy i gdy już zakończył swój wywód, nie wiedziałem co powiedzieć. Nath nigdy nie przejmował się tym, że jakaś dziewczyna go olała. Najzwyczajniej w świecie tłumaczył, że tego kwiatu jest pół światu. I ja teraz sam nie wiem co powinienem mu powiedzieć. Nigdy nie byłem dobry w doradzaniu. Zawsze potrafię wszystko spieprzyć jednym słowem. Nie wiem czy powiedzieć mu to, co on zawsze mówi, czy po prostu nic nie mówić. Nie wiem co mam zrobić. Nathan pomimo tego, że udaje niedostępnego to tak naprawdę pod skorupą, którą wytworzył wokół siebie, jest wrażliwą osobą. Znam go od kilku miesięcy, ale zaufał mi i powiedział dosłownie wszystko o sobie, o swoim życiu, swoich problemach. Dlatego wiem, czemu tak bardzo przejął się tą dziewczyną. I teraz już wiedziałem co zrobić. W ciszy usiadłem obok niego na kanapie i po prostu go przytuliłem.

~~~~

- Myślę, że jeszcze raz powinieneś napisać do tej dziewczyny. Może faktycznie wiele przeszła i nie chce mówić o tym. Doskonale wiesz, jak ciężko jest walczyć z przeszłością. Ona może dopiero co o niej zapomniała i nie chce do nie wracać. Daj jej czas i nie naciskaj na nią, bo jedynie ją wystraszysz i zniechęcisz do siebie. - na zakończenie swojej przemowy Brian tylko poklepał mnie po plecach.

- Rogers, pierwszy raz mówisz coś, co ma sens. Może ty, zamiast chodzić do liceum informatycznego powinieneś pójść na literaturę, filozofię czy coś?- Uśmiechnąłem się do niego złośliwe się do niego w celu podziękowania ale i zadowolenia z moich słów. Nigdy nie przepuszczę szansy dogadania Rogersowi. Następnie zacząłem poszukiwania mojego telefonu. Nie ważne jaki, dzień, miesiąc czy godzina bądź minuta ja i tak nigdy nie wiem gdzie go daję. Z doświadczenia powinienem wiedzieć, żeby najpierw sprawdzić kieszenie spodni czy bluzy. Ale jak to ja, robię zawsze to na końcu.

Z drżącymi rękami wybrałem numer Jes i otwarłem okienko wiadomości. Nie wiem co mam jej napisać. Przeprosić? Czy zacząć rozmowę od zwykłego hej. Nigdy nie stresowałem się pisaniem z dziewczyną. Ale Jessica, uhm zaciekawiła mnie? Nie wiem jak to określić, bo praktycznie nie wiem o niej nic, a ona nie jest zbyt przyjaźnie nastawiona do opowiadania o sobie. Zrobię wszystko, aby mi zaufała.

Do Jessica:

Hejka Jes. Przepraszam, jeśli napisałem coś nieodpowiedniego. Mam nadzieję, że zdradzisz mi co robisz. ;-)

Przez chwilę biłem się z myślami czy kliknąć wyślij. Jednak po chwili wpatrywania się w wiadomość Brian zabiera mi telefon i widzę tylko jak coś klika na ekranie. Wiem, że tego nie czyta, bo po prostu, gdy nawet go poproszę o przeczytanie czegoś co jest skierowane do mnie, to on odmawia.

- Nie musisz dziękować. - mówi z głupim uśmiechem gdy oddaje mi telefon. Ja tylko posyłam mu wdzięczny uśmiech i zaczynam chodzić po pokoju, co chwilę sprawdzając czy Jes odpisała. Nie interesuje mnie to, gdzie przepadł Brian. Mógł pójść wszędzie a ja nawet go nie słuchałem, gdy mówi o miejscu, do którego zamierza się udać. Teraz było najważniejsze, to czy Jessica jest na mnie obrażona i czy odpisze.

Zdaję sobie sprawę z tego, że zachowuję się jak zakochany po uszy nastolatek, ale nic na to nie poradzę. Sam sobie się dziwię, ale to silniejsze ode mnie.

- Kennedy zbieraj się. Idziemy do hotelu po nasze bagaże, a później wsiadamy w pociąg i wracamy do mojego kochanego LA. - spojrzałem zdezorientowany na Briana, który wparował tak szybko do pomieszczenia, jak i z niego zniknął. Nie wiem o czym on gadał, bo przyznajmy szczerze, zapatrzyłem się w telefon. Niechętnie wstałem z wygodnej kanapy i ruszyłem w kierunku drzwi. Będąc już prawie, że milimetr od nich, one nagle się otworzyły. Z głośnym hukiem runąłem na ziemię. Moja ręka automatycznie powędrował na miejsce, które niemiłosiernie bolało. Już widzę jakiego guza mam na czole. Ja to zawsze mam szczęście. Sarkazm nigdy nie opuszcza mojego życia. Tak samo bolesne zdarzenia. Nie tylko fizyczne ale i psychiczne.

- O matko Nathan. Przepraszam. - dopiero teraz spojrzałem na autora mojego przyszłego guza na czole. W tym momencie z moich oczu ciskały pioruny. Ale czemu mnie to nie dziwiło, że mój przyjaciel nigdy nie jest zbyt delikatny. W większości przypadków to właśnie przez niego ląduję w szpitalu.

- Już to widzę, jak ci jest przykro. Nie udawaj, bo znam cię zbyt dobrze. - próbowałem być poważny ale coś mi nie wyszło, bo swoją wypowiedź zakończyłem gromkim śmiechem.

- Haha. Bardzo śmieszne. Chyba ten upadek niezbyt dobrze na ciebie wpłynął. Ja tu się martwię o twoje zdrowie a ty żartujesz sobie z tego. - na jego słowa wzruszyłem tylko ramionami i zacząłem się intensywnie w niego wpatrywać.

- Co się stało? Mam coś na twarzy? - na jego słowa przybiłem sobie ręką w czoło na co cicho syknąłem, bo zapomniałem o pamiątce po bliskim spotkaniu z drzwiami.

- No co? O co ci chodzi do jasnej cholery Nathan? - widziałem, że Brian robi się coraz bardziej zirytowany. Tylko nie wiem do końca czym. Swoją głupotą czy moim zachowaniem.

- Czasami zadaję sobie pytanie czemu ja się jeszcze z tobą przyjaźnię. Skoro raczyłeś wrócić tu, to zapewne coś chciałeś. Ale nie wiem co, bo twój mózg, o ile go masz, próbuje rozszyfrować, czemu wpatruję się w ciebie oczekując odpowiedzi. - i dopiero teraz zdałem sobie sprawę, że nadal siedzę na ziemii. Ja to jestem mądry i szybki. A o tym, że przystojny, to nie muszę mówić

- Aaa. byłem niemal pewny, że nie słuchałeś tego co do ciebie mówiłem i chciałem siłą zaciągnąć cię do hotelu. Ale widzę, że aż tak nie ześwirowałeś na punkcie tej dziewczyny. - mój przyjaciel był w błędzie, ale nie miałem zamiaru wyprowadzać go z niego.

~~~~

- Kennedy. Nathan. - darłem się do niego od pięciu minut. Przed chwilą napisała do niego Jessica a za 5 minut wysiadamy z pociągu. A jego nie da się dobudzić. Czasami do mojego przyjaciela nie da się dotrzeć. Potrzebny jest kubeł zimnej wody ale niestety, nie mam. Ale mam butelkę wody. O tak. To jest dobry pomysł.

- Wstawaj!- wydarłem się a następnie wylałem pozostałość butelki na włosy Nathana. Wiem, że nie wyjdę cało za oblanie jego włosów, ale co tam.

- Rogers, jesteś trupem. - udało mi usłyszeć jego warknięcie. Szybko szukałem czegoś, co może odciągnąć jego uwagę ode mnie. Widziałem jak próbuje walczyć ze snem i wiedziałem, że nie zostało mi wiele czasu.

- Zanim mi coś zrobisz to chce ci tylko powiedzieć, że obudziłem cię dlatego, że Jessica odpisała i za chwilę musimy wysiadać. - Nath jednak gdy usłyszał wzmiankę o Jes nie słuchał mnie dalej tylko szukał telefonu. Tylko czemu ja się temu dziwię. On zwariował na jej punkcie. A zna ją tylko dzień.

Wraz z moim rozpromienionym przyjacielem od 15 minut idziemy pieszo z bagażami. Bo jak zwykle zakochany Nathan Kennedy był tak zapatrzony w telefon, że spóźniliśmy się na ostatni autobus. Miałem ochotę go zabić, ale cóż. Nie chce by jego fanki mnie torturowały. Chcę jeszcze pożyć w spokoju na tym świecie.

Rozejrzałem się wokół aby ocenić czy jeszcze dużo zostało nam do domu. Znajdowaliśmy się na odcinku, na którym nie ma żadnych domów. Tylko co jakiś odstęp jest jakieś malutkie drzewo. Jednak w oddali zobaczyłem coś, co mnie zaniepokoiło. Próbowałem wyostrzyć wzrok, ale na marne. Przyśpieszyłem kroku i już po chwili znajdowałem się przy ciele poobijanej dziewczyny...


1 komentarz:

  1. Cześć myszko!
    Nie piszę tego, by w jakiś sposób Cię upokorzyć, czy coś w tym stylu, ale powinnaś większą uwagę zwrócić na swoją interpunkcję. Brakuje wielu przecinków, czasami zapominałaś o dużej literze. Zapewne wielu osobom lepiej by się czytało, gdybyś popracowała nad tym.
    Przykłady:
    1. Sama się zdziwiłam gdy przeczytałam wszystkie moje wiadomości które napisałam do Katy.
    Sama zapewne widzisz, że w owym zdaniu brakuje dwóch przecinków :)
    2. - O matko Luke. Przepraszam. - dopiero teraz spojrzałem na autora mojego przyszłego guza na czole
    Po napisania tego zdania, słowo "dopiero" powinno być z dużej litery. Z małej piszemy tylko czasowniki, takie jak na przykład "powiedział".

    Jak już wspomniałam, mój komentarz ma na celu pomóc Ci w pisaniu.
    Pozdrawiam Cię :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze :)