Nie masz za co przepraszać. To moja wina, że tak reaguję na ten temat. I w tym momencie martwię się o Katie, bo nie odpisuje mi od wczoraj a miała iść tylko na lekcję gry na fortepianie. A co ty robisz?
Sama nie wiem czemu jestem dla niego taka miła. Przecież po tym co mi zrobił ten dupek powinnam odganiać facetów od siebie. Nie powinnam z nimi zamienić nawet słowa. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że może mnie tak samo, brutalnie i bez żadnych skrupułów, skrzywdzić. Nie powinnam z nim pisać.
Ale chcesz z nim pisać. Moja głupia podświadomość zawsze odzywa się w tym momencie, co nie trzeba. I niestety zawsze ma rację. Coś mnie ciągnie do tego chłopaka i gdy z nim piszę, zapominam o tym, co ten palant, kiedyś mi wyrządził. Wiem, że nie powinnam porównywać wszystkich chłopaków, do jednego, który wyrządził mi same krzywdy, ale nie potrafię inaczej. Ten dupek pozostawił w mojej psychice znamię do końca życia. I trudno będzie je usunąć. Cierpienie odchodzi w niepamięć, ale blizny zawsze pozostają. Nie ważne czy psychicznie czy fizyczne. W moim przypadku są oby dwie i jak już mówiłam, nawet nie próbuję się ich pozbyć. Bynajmniej nie sama, bo mogę jeszcze pogorszyć sprawę.
Od Nathan:
Planuję zemstę na moim przyjacielu, który zniszczył moją fryzurę. A Kate zapewne wróciła już do domu i odsypia ciężką noc.
Zaśmiałam się na słowa z Nathana. Z nim gorzej, niż z dziewczyną, Ma ochotę zemścić się na kumplu za zniszczenie jego fryzury. Chłopak nie wiedząc o tym, potrafi mnie rozśmieszyć.
Do Nathan:
Może i masz rację. I nie katuj tego biednego chłopaka. Chciał cię tylko obudzić...
Od Nathan:
Ja zawsze mam rację, więc nigdy więcej tak nie mów, bo marny będzie twój los. I tylko chciał mnie obudzić? On już doskonale to planował, ale na twoją prośbę może go oszczędzę... ;-)
Do Nathan:
Zobaczymy czy będziesz tego taki pewny za kilka tygodni. A co do twojego kolegi, to nie wiem czy w więzieniu można używać telefonów... :-(
Od Nathan:
Czy ty coś sugerujesz? Ja i przestępstwo? To nie idzie w parze. Potrafię doskonale się maskować, więc więzienie mi nie grozi. Ale miło, że wiążesz ze mną przyszłość.
Do Nathan:
Wcale nie wiążę. Po prostu tak napisałam, a ty próbujesz coś dopowiedzieć między wierszami.
Od Nathan:
Ja wiem i tak swoje... . Wiem, że pytać o wiek dziewczyny to nie powinno się, ale może mi powiesz?
Do Nathan:
17 :-) a ty?
Od Nathan:
Ja też, ale już za niedługo skończę upragnione 18 lat ;-)
Do Nathan:
No to staruch z ciebie.. :*
Od Nathan:
Czy ty mi właśnie wysłałaś buziaczka? :* :*
Do Nathan:
Zdaje ci się... .
Od Nathan:
Wcale mi się nie zdaje. Omg. Zaczynam fangirlować. Jes, wysłałaś mi buziaczka. :*
Pokiwałam tylko głową z dezaprobatą. Wiedziałam, że tego nie widzi, ale to już taki mój nawyk. Czasami mam wrażenie, że piszę z dzieckiem, a nie normalnym nastolatkiem. Ale to właśnie jest coś, co wyróżnia Nathana. Mimo, że z początku nadepnął mi na najboleśniejszy odcisk, to zaczynam zmieniać o nim zdanie i coraz bardziej go lubię. Przy nim również zapomniałam o tym, że nie mam kontaktu z Kate od wczoraj. Nie wiem co jej się stało albo co ale martwię się mimo, że nie znam jej długo.
Do Nathan:
Poczytałabym jeszcze twojego fangirlowania, ale ja niestety muszę iść zrobić zakupy dla starszej, schorowanej sąsiadki. Więc, mam nadzieję, do napisania później.
Od Nathan:
Nie idź!!!;-(
Do Nathan:
Muszę. Ona się mną opiekowała, gdy moim rodzice byli w pracy, więc chociaż tak mogę się jej odwdzięczyć.
Od Nathan:
No cóż. Jak mus to mus. Miłych zakupów życzę i ja też muszę spadać, bo Brian potrzebuje pomocy przy dziewczynie którą znalazł na chodniku. Więc do napisania.
Niechętnie wstałam z mojego łóżka i zeszłam na dół. Na blacie w kuchni widziałam listę zakupów oraz wyznaczoną ilość pieniędzy. Nie wiem, kogo oni tam znaleźli ale liczę, że później mi wszystko opowie. Niechętnie ubrałam moje, brudne w każdym miejscu, ulubione trampki. Na swoje ramiona zarzuciłam także moją ulubioną bluzę i ruszyłam do sklepu. Patrząc na to co mam kupić nie wiem czy się załamałam czy zmartwiłam. Było tego naprawdę dużo i nie wiem jak ja przejdę ten odcinek, chociaż jest on strasznie króciutki.
~~~~~
- Kennedy, rusz w końcu te swoje cztery litery i pomóż mi. - usłyszałem kolejny krzyk mojego przyjaciela. Przyśpieszyłem kroku i już po chwili klęczałem przy dziewczynie. Wyglądała okropnie. Całe ciało miała w siniakach. Na sobie miała tylko o wiele za dużą koszulę. Domyślam co mogło się stać. Nie wiem, jak ludzie mogą się dopuścić takiego czegoś. Przecież to okrutne. Dotykając ręki dziewczyny zauważyłem, że do temperatury lodu wiele jej nie brakuje. Czym prędzej ściągnąłem swoją kurtkę i owinąłem jej ramiona. Brian natomiast swoją bluzą okrył jej nogi. Widziałem, jak klatka dziewczyny powoli unosi się i opada. Jednak z każdym kolejnym oddechem czynność zanika. Z niepokojem w oczach spojrzałem na mojego przyjaciela. Był tak samo przerażony. Nigdy nie udzielałem pierwszej pomocy i nie wiem, czy teraz dam radę się przełamać.
- Dzwoniłeś na pogotowie? - pytanie opuściło moje usta. W odpowiedzi jednak odzyskałem tylko cichy pomruk Briana. Z jeszcze większym niepokojem patrzyłem jak oddech zanika. Brian widząc to, spojrzał na mnie zszokowany. On doskonale wiedział co robić. Ukończył kurs pierwszej pomocy. Ja żałuję teraz, że nie ukończyłem tego kursu przez własną głupotę. Już pierwszego dnia podpadłem, a w kolejnych byłem coraz bliżej wyrzucenia z kursu. I tak się stało.
Moje rozmyślania jednak przerwał głos syren. Widziałem jak nadjeżdża pogotowie. Ratownicy szybko wyskoczyli z pojazdu i pędzą do nas. Po chwili również zjawiła się policja. Brian zapewne również wiedział, co się stało.
- Dziewczynę zabieramy do pobliskiego szpitala.- zwrócił się do mnie jeden z ratowników medycznych. Pokiwałem tylko głową na tak. Nie wiem po co miałaby przydać mi się ta informacja, bo nie znam dziewczyny, ale to nawet dobrze wiedzieć gdzie będzie znajdować się dziewczyna, którą uratował twój przyjaciel.
- Czy miała ona przy sobie jakąś torebkę, dokumenty czy może telefon? Potrzebne nam są dane dziewczyny oraz kontakt z jej rodziną. - na pytanie kolejnego ratownika swoje spojrzenie skierowałem na Briana. On tylko pochylił się i już po chwili w ręce sanitariusza trafiły rzeczy nastolatki. Mężczyzna grzecznie podziękował i szybko zniknął w karetce. Do nas natomiast podeszło dwóch policjantów. Wiedziałem, że będą nas przesłuchiwać, ale nie bałem się tego. Nic nie zrobiłem. Pomogłem jej.
- Zapraszam panów do samochodu. Pojedziemy na posterunek i złożą panowie zeznania. - widziałem, jak policjant delikatnie się uśmiecha, ale nie wiedziałem dlaczego. Jednak nie przejmowałem się tym zbytnio. Posłusznie pomaszerowałem za nimi, Brian również. W mojej głowie kłębiło się mnóstwo myśli. Jednak największą część zajmowała Jessica. Zastanawiałem się co robi, czy bezpiecznie zrobiła zakupy i trafiła do domu. Martwił mnie również stan dziewczyny. Była ona bardzo mocno posiniaczona, a na ciele widziałem ślady po uderzeniach.
Na komisariat dojechaliśmy po piętnastominutowej ciszy. Dochodziła już godzina 22 i wiedziałem, że będę musiał zadzwonić po "moją prawną opiekunkę", aby po mnie przyjechała. Nie wiem jak zareaguje na wieść o tym, że znajduję się na posterunku policji, ale gdy dam radę jej wyjaśnić to na pewno zrozumie. Jednak najtrudniej jest powiedzieć coś, gdy koleżanki mojej babci wpadnie w słowotok. To już wtedy nie jest takie proste.
- Co robiliście o tej porze na miejscu zdarzenia? I w jakich okolicznościach zastaliście tą dziewczynę? - z ust jednego z policjantów padło pytanie.
- Wracaliśmy do domu, bo spóźniliśmy się na autobus. Mój kolega był zapatrzony w telefon i przez niego uciekł nam autobus. Gdy weszliśmy na teren bez zabudowań w oddali zobaczyłem, że parę metrów przede mną coś leży na poboczu. Przyśpieszyłem i po chwili znajdowałem się przy dziewczynie. Zadzwoniłem po pogotowie, razem z moim przyjacielem okryliśmy ją naszymi bluzami i czekaliśmy na pogotowie. Jednak z każdym oddechem puls robił się niewyczuwalny a klatka piersiowa coraz słabiej się unosiła. Wiedziałem co robić, bo ukończyłem kurs pierwszej pomocy. - na słowa Briana policjant tylko pokiwał głową i skończył coś zapisywać w swoim notesie.
- Wiecie, że dzięki wam ta dziewczyna żyje. Odwaliliście kawał dobrej roboty i gdy złożycie na tej kartce swoje autografy jesteście wolni.- z uśmiechem podpisałem się na kartce podsuniętej przez drugiego policjanta i podałem marker Rogersowi.
Z uśmiechami na twarzach wyszliśmy z komisariatu. Zacząłem przeszukiwać kieszenie w celu znalezienia mojego telefonu. Przeszukiwanie kieszeń zajęło mi troszkę czasu, ale było warto. Widząc podirytowaną minę Briana miałem ochotę zaśmiać mu się prosto w twarz, ale powstrzymałem się. To jak na razie, moja mała kara za to, że zniszczył mi fryzurę.
Szybko zatelefonowałem do mojej prawnej opiekunki i zostało mi tylko czekanie, aż przyjedzie. Usiadłem na krawężniku a po chwili w moje ślady poszedł mój przyjaciel. To był zdecydowanie ciężki i długi dzień.
~~~~~~
Słyszę jakieś głosy...Tylko tak jakby gdzieś za lasem... Rozpoznałam szloch. Szloch kobiety... . Czułam, że ktoś trzyma mnie za rękę. Za rękę, po której spływała ciepła ciecz. Próbuję otworzyć oczy, ale powieki są za ciężki. Dociera do mnie otwieranie drzwi i czyjeś kroki. Słyszę szuranie krzesła i ciche westchnięcie.
- Córeczko, błagam cię. Otwórz oczy. Wróć do nas. Może i z ojcem nie byliśmy najlepszymi rodzicami ale nadal cię kochamy. Wiesz, że jesteś dla nas najważniejsza i nic tego nie zmieni. Obiecujemy, że od teraz będziemy poświęcać ci więcej uwagi i nie zmuszać do gry na fortepianie. Będziesz mogła wybrać sobie sama instrument na którym będziesz chciała grać. Tylko błagam nie zostawiaj nas. Jesteś wszystkim co najlepsze, co nas spotkało i błagam wróć do nas. Nie możesz nas opuścić.
Miło się czyta, chociaż troszkę mało, chciałoby się więcej :)
OdpowiedzUsuńNie wiem o co dokładnie chodzi, ale mam nadzieję, że po przeczytaniu poprzednich rozdziałów będzie wszystko jasne. Z chęcią przeczytam kolejny rozdział.
Zapraszam do siebie, choć może tematyka nie przypadnie do gustu :)
teenhunter-fanfic.blogspot.com
pozdrawiam x