wtorek, 19 czerwca 2018

Rozdział 32

Podobny obraz


Pakując ostatnie rzeczy do walizki walczyłam z płynącymi łzami. Utrudniały mi zobaczenie co wkładam do walizki. Najchętniej bym po prostu wyszła z tego hotelu jednak wzięłam ze sobą zbyt dużo ważnych dla mnie rzeczy. Do tej pory zastanawiam się po co wzięłam aż tylko ramek ze zdjęciami mojej rodziny. Teraz, przez nie, mam jeszcze większe poczucie winy.

Dumna, że spakowałam już wszystko, zamknęłam walizkę i po jej zamknięciu zgasiłam światło. Wyjmując klucz z zamka zaciekawił mnie pisk dziewczyn na końcu korytarza. Jednak widząc osobę zmierzającą przez korytarz z orszakiem adoratorek nie wiedziałam już, jak się zachować. Najchętniej bym z powrotem schowała się w pokoju hotelowym jednak przyrzekłam sobie, że już nigdy więcej nie stchórzę. Nie chcą patrzeć na dalszy rozwój akcji, chwyciłam rączkę mojej walizki i ruszyłam w kierunku windy. Wiązało się to z minięciem z Nathanem jednak jego fanki otoczyło go z wszystkich stron a ja, mam nadzieję, przemknęłam niezauważona.

poniedziałek, 7 maja 2018

Rozdział 31

Znalezione obrazy dla zapytania gify uciekająca dziewczyna


Wchodzą na cmentarz nie spodziewałem się takiego widoku. Widoku, który tak cholernie mnie ranił. Ranił podwójnie. Straciłem już trzy ważne osoby w moim życiu a teraz na moich oczach kolejna ważna dla mnie osoba, tym razem dziewczyna, próbowała odebrać sobie życie. Po czym poznałem, że to moja sąsiadka? Tylko ona jest taka drobna a zarazem wyjątkowa. Tylko ona ma takie włosy które kaskadą spadają na jej plecy.

Nie mogłem pozwolić by to zrobiła. Nie mogłem pozwolić na to, by tak szybko się poddała. Musiałem naprawić to, co zniszczyłem. Biegnąc w jej stronę, najszybciej jak mogłem w całym swoim życiu, przeklinałem dzień w którym ją zraniłem. Jestem pewny, ze to w dużej mierze ja przyczyniłem się do tego co chce zrobić.

~~~

W ogromnym szoku, gdy zauważyłam, że w moją stronę biegnie osoba którą chciałam zobaczyć, ale z drugiej strony nie umiałam jej przebaczyć, zacisnęłam mocniej rękę na odłamku szkła. Nie był to jednak dobry ruch. Po moich palcach zaczęła płynąć strużka krwi. Nie zwracałam jednak na to uwagi. Bardziej zastanawiało mnie to, co robi tutaj Nathan. Przecież to niemożliwe, że ktoś się domyślił gdzie jestem. Nikomu nie mówiłam co zamierzam robić. Nie miałam komu powiedzieć, bo po raz kolejny zostałam sama.

- Jessica, nie rób tego. Nie zostawiaj mnie samego. - zdążyłam jedynie usłyszeć cichy szept a później poczułam tylko jak ktoś mnie przytula. I nie zwracając uwagi na to, że mnie jeszcze tak niedawno zranił, wtuliłam się w niego. Nie wiedziałam co już mam robić ze swoim życiem. Potrzebowałam osoby która by mi wskazała odpowiednią drogę. Nie dawałam już sobie rady sama. I gdyby nie Nathan, zapewne bym stchórzyła i zawiodła po całości samą siebie a przede wszystkim rodziców, którym dokładnie trzy lata temu coś obiecałam.

~~~

Wtulając w siebie Jes, zamiast być szczęśliwy, że zdążyłem na czas dobiec do niej, byłem zły. Byłem zły na samego siebie. Zły za to, co jej zrobiłem. Nie mogąc już dłużej ukrywać tych emocji w sobie, rozpłakałem się. Jak małe dziecko rozpłakałem się. To, co ukrywałem przez trzy lata, właśnie ujrzało dzienne światło. I nie martwiłem się co może pomyśleć o tym Jessica. Ona jak nic zrozumie to, co czuję. Szkoda tylko, że za późno dostrzegłem to w jej oczach.

- Nie wstydź się płaczu. To nic złego. To oznaka, że masz uczucia tak jak każdy inny, ale ty w dodatku nie boisz się ich.- zdziwiony spojrzałem na dziewczynę, ale nie mogłem dostrzec jej wyrazu twarzy. Dopiero teraz zauważyłem, że jest we mnie wtulona jak w pluszowego misia. I byłem niezmiernie tym zdziwiony, bo przecież po tym co jej zrobiłem, powinna mnie odepchnąć od siebie.

Odsuwając ją od siebie dostrzegłem jej załzawione oczy. Jedyne co w nich dostrzegłem to pustka. Wpatrywała się w przestrzeń za mną i płakała. Nie wiedziałem o czym teraz myśli. Nie wiedziałem co w jej życiu się wydarzyło. Nie wiedziałem nic na jej temat. I zdałem sobie sprawę z tego dopiero teraz.

- Nienawidzę ich. Nienawidzę. - nie odezwałem się na jej słowa. Dałem jej czas do pozbierania swoich myśli i wyrzucenia z siebie tego, co ją dręczyło od co najmniej kilku lat.

- To oni zabili moją rodzinę. To oni wjechali w nich i pozbawili życia. A najlepsze jest to, że to właśnie ja przyczyniłam się do tego wszystkiego. To przeze mnie wtedy wsiedli do samochodu i jechali po mnie. Przez mój kaprys. Jednak nie zdążyli już po mnie przyjechać. Ktoś w nich perfidnie wjechał. Wszyscy zginęli na miejscu. Oprócz jakiegoś chłopaka. Gdy się o tym dowiedziałam, chciałam go znaleźć i wykrzyczeć mu o tym, co sądzę o jego nieodpowiedzialnej rodzinie. Jednak z czasem moja złość na niego przerodziła się w współczucie. Ale teraz, gdybym go spotkała nie wiem, co zrobiłabym czy powiedziała.

- Mogłabyś mi opowiedzieć coś więcej o tym wypadku. - powiedziałem, pomimo głosiku w głowie, abym tego nie robił. Byłem ciekawy jak do tego doszło i gdzie. Czy obawiałem się, że mogłem się dowiedzieć się czegoś szokującego? Cholernie tak. Ale tego samego dnia mogło zginąć wiele osób w wypadku? Oczywiście, że tak. I taką prawdę próbowałem sobie wmówić jednak ciężko było w to uwierzyć.

- To było dokładnie 3 lata temu. Zadzwoniłam do moich rodziców aby po mnie przyjechali, bo byłam zbyt leniwa by wrócić sama od koleżanki. Było to jedyne 10 minut spacerku, ale ja jak rozpieszczona księżniczka wyciągnęłam moich rodziców z domu. Czekając na nich, siedziałam na krawężniku z moją koleżanką i śmiałyśmy się z wszystkiego. Po 30 minutach, gdy rodzice się nie zjawili tłumaczyłam sobie dużymi korkami. Jednak gdy minęła godzina a później następna zaczęłam się martwić. I wtedy przed domem pod którym czekałam pojawiła się moja ciocia. Cała zapłakana i zdruzgotana. Żeby jej nie denerwować wsiadłam od razu. Między nami panowała cisza. Ja milczałam, bo bałam się usłyszeć co się stało, a moja ciocia zapewne nie wiedziała jak mi to przekazać. Dopiero w szpitalu gdy lekarz oznajmił, że mój braciszek tak samo jak moi rodzice zginęli, dotarło do mnie co się stało. Przez kilka następnych dni nadal do mnie to nie docierało aż do momentu gdy w drzwiach zjawił się policjant z wyjaśnieniami. Kierowa samochodu jadącego stracił panowanie przez zawał. Mój tato próbował uratować sytuację jednak na zakręcie nie miał za wiele możliwości i tak oto się zderzyli.

Wpatrując się w przestrzeń przede mną nie dowierzałem w to, co przed chwilą usłyszałem. Wydawało się to niemożliwe jednak Jessica nie miała by powodu aby kłamać w tak bolesnej sprawie.

~~~

- Nathan, wszystko w porządku? Strasznie blady się zrobiłeś. - mój żal do niego już dawno zniknął. Jednak zaczęłam się niepokoić gdy minęło już kilka minut a on nadal wpatrywał się w jedno miejsce. W moich oczach nadal były łzy i może przez to wydawało mi się, że strasznie pobladł.

- Mój tato miał zawał, gdy jechaliśmy 3 lata temu do babci. Zderzyliśmy się na zakręcie z jakimś innym samochodem. Zginęli wszyscy oprócz mnie. Natomiast w drugim samochodzie nikt nie przeżył. Nawet chłopak, którego przewieźli do szpitala. Przez poczucie winy próbowałem odnaleźć dziewczynę, której rodzice zginęli, jednak moje poszukiwania poszły na marne. Do tej pory obwiniam się za to, że jej nie znalazłem. Gdybym wtedy nie pozwolił wsiąść mojego ojcowi do auta, zapewne nie doszło by do tego wypadku i nikt by nie ucierpiał.

Patrząc zszokowana na Nathana, nawet nie zauważyłam, że już nie wtulam się w chłopaka. Łączenie faktów przychodziło mi strasznie trudno. Może dlatego, że nie chciałam, aby to okazało się prawdą. Wszystko jednak wskazywało na to, że tak jest.

Ten sam czas.
Te same okoliczności zdarzenia.
Te same ofiary.
Te same informacje które potwierdzały wszystko.
Informacje, przez które w mojej głowie pojawił się istny mętlik.
Informacje, przez które nie wiedziałam co robić i jak się zachować.

Jednak, jak na mnie przystało, po raz kolejny pojawił się pomysł, abym stchórzyła. To było najlepsze wyjście dla mnie.

- Przepraszam Nathan. Muszę to przemyśleć. - mrucząc pod nosem wyjaśnienia jak najszybciej próbowałam wstać. Ignorując pieczenie poranionych miejsc na nodze zaczęłam uciekać. Wołanie Nathana stawało się coraz cichsze a ja coraz bardziej zmęczona.







niedziela, 15 kwietnia 2018

Rozdział 30


Znalezione obrazy dla zapytania gify z chłopakiem smutny


Zdeterminowana zmierzałam w kierunku domu Jessici. Wiedziałam, że jeżeli teraz stchórzę to już nigdy więcej nie zdobędę w sobie tyle odwagi, by pójść wyjaśnić wszystkie sprawy z moją przyjaciółką. Całą drogę myślałam co jej powiem, ale gdy już stanęłam pod jej drzwiami wejściowymi, miałam istną pustkę w głowie. Delikatnie naciskając dzwonek przy drzwiach, po cichu liczyłam na to, że jednak nikogo nie będzie w domu a ja będę miała dodatkowo kilka dni by wszystko sobie poukładać co chciałam powiedzieć Jes. Jednak moje nadzieje, jak szybko się pojawiły, tak szybko zniknęły, gdy drzwi frontowe zaczęły się otwierać. I pierwsze co dostrzegłam, to zdziwiona mina pani Carmen.

- Katie, a co ty tutaj robisz? - czyżby ona już wszystko wiedziała i nie będzie chciała mnie wpuścić. W sumie nawet bym się nie zdziwiła.

- Yyy. Dzień dobry, ja przyszłam do Jessici. Jest może w domu?

- Coo? Katie o co chodzi? Jessica, wczoraj oznajmiła mi, że idzie do ciebie na nocowanie. - teraz to już totalnie nie wiedziałam co powiedzieć. Jednak martwiło mnie coś innego niż kłamstwo dziewczyny. Skoro nie ma jej u mnie to gdzie w takim razie jest.

- Głupio mi się przyznać, ale z Jes pokłóciłam się kilka tygodni temu i przyszłam ją przeprosić.

- Czekaj, czekaj, to było wtedy, gdy Jessica pocięła się do nieprzytomności? - o Boże. Moja przyjaciółka się pocięła. Jessica, próbowała popełnić samobójstwo przeze mnie. W tym momencie ledwo co dawałam radę stać a przed moimi oczami pojawiły się mroczki. Nic więcej nie pamiętam.

~~~

Zamykając drzwi hotelowego pokoju, czułam jak jednak łza spływa po moim policzku na myśl o tym gdzie za kilkanaście minut się pojawię. Z jednej strony tak bardzo chciałam być, ale z drugiej nie potrafiłam hamować łez na samo wspomnienie tego miejsca. To nie oni powinni tam leżeć a ja. To ja powinnam się tam znaleźć, bo oni nie zasłużyli na śmierć w tak młodym wieku. Szczególnie mój niczemu niewinny braciszek. Tak bardzo brakuje mi jego uśmiechu. Tak bardzo za nim tęsknię. Mam ochotę krzyczeć z bezradności, ale jedyny dźwięk który wydobywa się po otwarciu moich ust to szloch. Wracając jednak na ziemię czym prędzej wycieram łzy z policzka i w recepcji zostawiam klucze. Wychodząc z budynku na swoją głowę zarzucam kaptur. Co prawda jeszcze nie pada, ale mam nadzieję, że chociaż ten kawałek materiału oszczędzi mi wścibskich spojrzeń czy może pytań czy aby na pewno wszystko w porządku.Nawet nie liczę ile razy ktoś na mnie wpadł. Może to jednak dzięki temu kapturowi nikt mnie nie zauważa. Jak bardzo bym chciała, żeby właśnie tak było. Ale życie jednak nie jest cholerną bajką w której złota rybka spełnia każde życzenia. A bynajmniej nie moje, szare nudne i pełne smutku bujanie myślami w marzeniach co by było gdyby.

~~~

Siedząc w samolocie, po długich kilkunastu miesiącach, wracałem myślami do tamtego dnia. Co prawda nie pamiętam wszystkiego, tylko niektóre urywki, ale to i tak bardzo boli i przypomina krzyk mojej siostry i wołającą mamę, że bardzo nas kocha i wszystko będzie dobrze.

Od tamtego zdarzenie nie potrafiłem przechodzić się po ulicach mojego miasta. Wszystko mi tak cholernie przypominało moją rodzinę. Widziałem jak moja babcia cierpi na mój widok. Każdy widział. Ale nikt nie potrafił z tym nic zrobić. A ja coraz bardziej zamykałem się w sobie. Wszystko zaczęło mnie przytłaczać. Wiedziałem, że to były początki mojej depresji. Jednak nic z tym nie zrobiłem. Do dnia w którym moja babcia wręczyła mi bilet samolotowy, do Los Angeles. Nie chciałem go przyjąć, bo przecież byłem jeszcze wtedy niepełnoletni. Na pewno nie pozwolono by mi zostać tam samemu aż do ukończenia osiemnastki. Moja babcia jednak o wszystkim pomyślała i załatwiła tak, że niby mieszkała ze mną w moim domu. Tak bynajmniej było dla wrednych sąsiadów. A tak naprawdę żyłem sam na własną rękę. Poznałem Briana i to on mnie wprowadził w świat youtube. Powoli wracałem do siebie, jednak ta pustka była nadal we mnie. Nadal jest, lecz w ciągu kilku miesięcy naprawdę podszkoliłem swoją grę aktorską i każdy myśli, że naprawdę już otrząsnąłem po wypadku.

~~~

Czując, że leżę na czymś wygodnym, mimo bólu, spróbowałam otworzyć oczy. Miałam wrażenie, że śniło mi się, iż odważyłam się i poszłam do Jessici wszystko sobie z nią wyjaśnić. Jednak rozglądając się po pomieszczeniu i zauważając siedząca w fotelu ciocię Jes a obok kanapy na której leżałam, klęczącego Briana, już wiedziałam, że to nie był sen a smutna rzeczywistość. Nadal nie potrafiłam przyswoić tego, że moja przyjaciółka próbowała popełnić samobójstwo i to prawdopodobnie przeze mnie a mnie nie było przy niej. Jestem okropną przyjaciółką i ja bym sobie nigdy nie wybaczyła. Brian, zauważywszy moje nieudolne ruchy powstania szybko mnie do siebie przytulił. Zdążyłam jednak zauważyć na jego twarzy zmartwienie. Odsuwając się od niego i zaczynając intensywnie wpatrywać w niego on tylko westchnął zrezygnowany.

-Spieprzyłem po całości. Próbowałem się dodzwonić do Nathana, byłem nawet pod jego domem, ale on się do mnie nie odzywa. Boję się, że wyjechał, bo dzisiaj mijają właśnie trzy lata jak jego rodzina zginęła w wypadku.

- O Boże. Wiem, gdzie jest Jessica. - wypowiedź Briana przerwał krzyk pani Carmen. Na jej słowa wstałam oparzona, tak samo jak ona. Jednak w moim przypadku nie było to dobry ruch, bo ponownie zaczęło mi się kręcić w głowie i czym prędzej musiałam usiąść z powrotem na kanapie.

- Jest w Chicago, na cmentarzu przy grobie jej rodziców. Jak ja mogłam wcześniej na to nie wpaść. Przecież dzisiaj mijając własnie 3 lata jak moja siostra zginęła w wypadku. Jestem tak cholernie zła na siebie za to, że o tym zapomniałam. Tak bardzo chciałam wtedy być z moją siostrzenicą w ten dzień a wszystko wypadło mi z głowy. - widząc łzy w oczach pani Carmen, wstałam z kanapy i ignorując ponowne zawroty głowy przytuliłam kobietę. - Ja jestem za to najgorszą przyjaciółką na świecie i nigdy sobie nie wybaczę tego, że Jessica właśnie przeze mnie się pocięła. I to jeszcze o moje głupie obrażenie się na nią. - wyszeptałam, mając nadzieję, że usłyszałam to tylko ja.

- Cii. To nie przez ciebie dziecko. Jessica powiedziała mi o tym, co wyprawiała Amanda, jeszcze w Chicago.

~~~

Siedząc już na cmentarzu, w jednej ręce trzymałam wiązankę ulubionych kwiatów mojej mamy a w drugiej siatkę z kilkoma zniczami. Już chyba od piętnastu minut rozmyślałam nad tym, gdzie to ustawić. Każde zajęcie w tej chwili było dla mnie dobre, byleby nie myśleć ile lat mieliby moi rodzice i braciszek. By nie zastanawiać się, co teraz robilibyśmy.

Jednak nawet przestawianie głupich zniczy tak bardzo mnie zdenerwowało, że jeden stłukłam przez przypadek. Z zafascynowanie wpatrywałam się odłamki szkła. Czy to był znak, że jednak powinnam zabrać ze sobą swoją metalową przyjaciółkę? Już naprawdę sama nie wiedziałam. Ale widząc kawałki ostrego przedmiotu, aż sama rwałam się aby zrobić coś, co na pewno by ukoiło mój ból psychiczny.

Spoglądając na nagrobek przez łzy szeptałam ciche przepraszam. Wiedziałam, że dzisiaj jest dzień w którym odważę się to zrobić. Odważę mocniej przejechać po skórze, bo zdawałam sobie sprawę, że jestem tu sama i nie ma tutaj nikogo. Nikt nie przybiegnie mnie ratować. Nikt nie będzie patrzył się na mnie współczująco. Nie będę widziała po raz kolejny zranionego wzroku mojej cioci. Wiedziałam, że to, co zaraz zrobię, zrani ją niemiłosiernie, ale ja już tak nie potrafię. Przykładając kawałek szkła coraz bliżej skóry, usłyszałam jak ktoś z oddali woła moje imię. Wmawiałam sobie to, ale z każdą sekundą nawoływanie stało się głośniejsze a ja zaczęłam rozpoznawać ten głos.

- Jessica nie rób tego. Proszę. Nie możesz mi tego zrobić. - zdruzgotana spojrzałam na osobę stojącą obok mnie i nie wierzyłam. Po prostu nie wierzyłam. Nawet nie zauważyłam gdy odłamek wypadł z mojej ręki kalecząc moje nogi.

piątek, 2 marca 2018

Rozdział 29

Znalezione obrazy dla zapytania gify smutna dziewczyna demi lovato


Nawet przechadzanie się po uliczkach w których chodziliśmy kiedyś razem z całą rodziną, nie wywołało na mojej twarzy nawet cienia uśmiechu. Jedynie na co miałam ochotę to płakać. Moich rodziców już nie ma ze mną na tym świecie, mojego kochanego młodszego braciszka również. Amanda doszczętnie zniszczyła mi życie. Moja ciocia zapewne zamartwia się o mnie a Katie wyklina na wszystkie sposoby. W dodatku mam jeszcze okropne poczucie winy, bo pomimo tego co obiecałam rodzicom na pogrzebie, próbowałam popełnić samobójstwo. Pierwszy raz nie stchórzyłam, ale ciągłe myśli, że zawiodłam siebie a przede wszystkim ich, jest najgorsze. Jedynie jedną rzecz, dobrą dla mnie, zrobił ojciec Amandy. Na moje konto przelał niezłą sumkę, która wystarczyła na zakup biletu do Chicago i opłacenie hotelu. Normalnie, według swoich zasad od razu bym mu podziękowała, ale wtedy wyszłoby na jaw gdzie jestem. A na razie chcę pobyć sama. Pomyśleć. Poukładać swoje myśli, chociaż wątpię w to, że mi się uda.

Mijając ulubioną przeze mnie i moją mamę kawiarnię, nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Z małym wahaniem weszłam do środka i zauważyłam, że od kilku lat nic tu się nie zmieniło. Mój ulubiony stolik, stał tam gdzie zawsze. Jasno fioletowo ściany nic się nie zmieniły. Nadal było tak samo dużo przeróżnych obrazów, przedstawiających prawie zawsze jakieś kwiaty.

-Mamo, mówię, że chodźmy usiąść tam. Przecież moje wypatrzona miejscówka jest idealnie a nie będziemy przecież całą wieczność czekać aż ci ludzie opuszczą lokal. -Jak na sześciolatkę sama byłam zdziwiona, że potrafię użyć tak trafnych argumentów. Co prawda nie przeszkadzało mi to, ale zdziwiłam samą siebie jak i moją mamę. Widząc jak moja mama zmierza do mojego stoliku tylko szeroko się uśmiechnęłam. W podskokach pobiegłam za nią i czekałam aż podejdzie do nas jakiś pan. Wiedziałam co już chcę, bo nie raz byłam z mamą tu i zawsze zamawiałam to samo.

Gdy już wyszłam z przytulnej kawiarenki kontynuowałam mój spacer. Czekolada jak i kremowe ciastko nadal jest tak samo przepyszne jak kilka lat temu. Teraz jednak zmieniło się towarzystwo a raczej jego brak. Kolejnym punktem który chciałam odwiedzić to moja szkoła. Nie mijałam jej nawet od kilku ładnych lat i jestem ciekawa czy nadal jest tak duża i zadbana.

Z uśmiechem na twarzy pożegnałam się z moją nową koleżanką. Myślę, że dzięki niej zapomnę o moim byłym przyjacielu, dla którego koledzy z jego nowej klasy byli ważniejsi. Nadal jest mi przykro po tym co zrobił.

Z uśmiechem wyszłam ze szkoły i zaczęłam szukać mojej mamy. Jestem dopiero w pierwszej klasie i mama kilka razy dziennie tłumaczy mi, że mam na nią czekać dopóki mnie nie odbierze. Tłumaczy to tym, że jestem jeszcze za mała, bym mogła sama wracać do domu, ale ja przecież jestem już duża. Dzisiaj pomimo, że mojej mamy jeszcze nie było, postanowiłam na nią poczekać. Nie chciałam po raz kolejny się z nią kłócić. Wiem, że ostatnio już dużo razy kłóci się z tatusiem. Nie chcę by i przeze mnie chodziła smutna. Wiem, że mój braciszek bardzo dużo razy płacze w nocy i może dlatego przez to moi rodzice się tak kłócą. Mimo to i tak bardzo ich kocham. Rozglądając się jeszcze raz po boisku zobaczyłam moją mamę. Zmierzała w moją stronę z małym Willem na rękach. Biegiem rzuciłam się do niej. Przytulając się już do mojej mamy w oddali zauważyłam mojego byłego przyjaciela. Ewidentnie było widać, że jego koledzy mnie obgadywali a nawet się ze mnie wyśmiewali. Mój wzrok na chwilę zetknął się z wzrokiem Nathana i sama już nie wiem czy to nie były zwidy czy nie, ale jego spojrzenie wyrażało smutek. Nie wiem co mam o tym sądzić. Nie wiem czy znowu chciałabym z nim gadać.

Krążąc cały czas po znanych uliczkach zastanawiałam się kogo mi przypomina mój dawny przyjaciel. Przez wspomnienie sprzed chwili mam wrażenie, że w niedalekiej przeszłości widziałam gdzieś te oczy. Nie potrafię sobie jednak przypomnieć. Tak samo jak jego nazwiska czy domu w którym mieszka. Tak świetnie się razem bawiliśmy, budowaliśmy zamki z piasku, robiliśmy babeczki w piaskownicy, które swoją drogą nie zawsze idealnie nam wychodziły. Wiem, że nasi rodzice byli dobrymi przyjaciółmi. I gdyby moja mama żyła, od razu bym jej się o to zapytała.

Tak naprawdę wszystko w tym dniu przypomina mi moich rodziców. I to jest jeszcze większy cios, niż świadomość, że jutro kolejna ich rocznica śmierci. To dopiero druga a ja mam wrażenie, że już co najmniej dziesiąta.

Kolejnym miejscem na które natrafiłam, jest stary plac zabaw na którym często przesiadywałam wraz z moją koleżanką z klasy. Złapałyśmy naprawdę dobry kontakt ze sobą, ale w trzeciej klasie niestety wyjechała. Do tej pory pamiętam jak moi rodzice się burzyli, że wracałam po 20 a miałam jedynie dziesięć lat. Jednak ufali mi i gdy słyszeli, że byłam jedynie na palcu zabaw zawsze odpuszczali.

-Widzimy się tam gdzie zawsze o 15? - na słowa Ashley tylko energicznie pokiwałam głową na tak i czym prędzej pobiegłam do domu, by szybko odrobić zadanie. Mimo, że jestem strasznym leniem to o odrabianie zadań domowych dbam. Wiem, że moi rodzice są z tego dumni.

-Zabierając bluzę z szafy wydarłam się na cały dom, że wychodzę. W odpowiedzi moja mama tylko krzyknęła głośno abym nie wracała późno, ale prawda jest taka, że obie wiedziałyśmy, iż tak nie będzie.

Z uśmiechem wkroczyłam na teren placu zabaw. Nikt na nim nie przebywał oprócz naszej dwójki. Bo przyznajmy sami. Ten plac zabaw swoim wyglądem nie zachęcał do jakiejkolwiek minuty spędzonej na nim.

- Hej blondyno. Znowu się spóźniłam? - moja próba żartu chyba się nie udała. Moja koleżanka siedziała nienaturalnie cicho i zaczęło mnie to martwić. Domyślałam się, że to coś naprawdę szokującego a zarazem i smutnego.

- Wyprowadzam się Jes. Nawet nie wiem gdzie. Moi rodzice zdążyli mi jedynie przekazać, że mam się pakować i pojechali do pracy. - w jednej chwili po raz kolejny poczułam się jak ktoś daje mi w twarz. Najpierw Nathan, teraz Ashley. Jak dobrze, że rodzice ze mną zostali i nie wybierają się nigdzie.

- Tak mi przykro. Już nie będę miała z kim przesiadywać na tym placu zabaw. Ale to może jakiś znak byś zaczęła nowe życie? - Ashley zdziwiona spojrzała na mnie. Nie powiem ja sama jestem zdziwiona tym co powiedziałam. W końcu tak naprawdę nie chcę by wyjeżdżała. Ale nie chcę jej utrudniać jeszcze bardziej. Doskonale widzę, że nie potrafi się pogodzić z tym, że rodzice tak traktują i z dnia na dzień każą wyjeżdżać nawet nie wiadomo gdzie.

- Jessica, nigdy o tobie nie zapomnę. Wierzę, że w przyszłości naprawdę się kiedyś jeszcze spotkamy. Już teraz jesteś bardzo inteligentna i mam nadzieję, że nie zmarnujesz tego w przyszłości. - po raz ostatni mnie przytuliła a gdy zniknęła z mojego pola widzenia moje łzy zaczęły spływać po policzkach.

Otrząsając się z wspomnień, do mojej głowy znowu przyszła dołująca myśl. Wtedy na placu zabaw, największym problemem i zranieniem było to, że osoba której nie zdążyłam poznać nawet tak naprawdę, wyjechała. A teraz zaledwie kilka lat później mam za sobą śmierć rodziców, nękanie ze strony rówieśników, próbę samobójczą i setki blizn po żyletce. Nigdy bym nie pomyślała w dzieciństwie, że właśnie coś takiego mnie spotka.

Wykończona psychicznie zrezygnowałam z dalszego spaceru. Jak na dzisiaj miałam zdecydowanie dość. Wróciłam do hotelu i nie racząc ubrać się w piżamę zasnęłam.

~~~

Pakując w pośpiechu ubrania zamawiałem taksówkę. Do odlotu samolotu została mi ponad godzina a ja jestem wczorajszy. Totalnie zapomniałem o dzisiejszym wylocie. Wir nagrywania wciągnął mnie tak bardzo, że teraz widzę skutki tego. Przyrzekam, następnym razem będę bardziej kontrolował godziny odlotu moich samolotów. Pakowanie się w pośpiechu jest cholernie stresujące.

Zdyszany w ostatnich sekundach wbiegłem do samolotu. I mimo, że jutro czeka mnie naprawdę trudny i długi dzień to dzisiaj szczęście jeszcze się do mnie uśmiechnęło. Jednak wiem, że jutro będzie wręcz przeciwnie. I to mnie przeraża, ale wiem, że nie ma szans abym to zmienił. Istnieją niestety rzeczy czy wydarzenia która pozostaną już takie same na zawsze. Bolesne i smutne.

piątek, 9 lutego 2018

Rozdział 28

Znalezione obrazy dla zapytania gify wkurzona kobieta

- Cześć ciociu. Dzień dobry Rcihard. Jak wam minął dzień? - Jessica z wielkim uśmiechem, mimo i tak sztucznym, skierowała swoje słowa do osób w tym pomieszczeniu, ale totalnie ignorując mnie. W sumie to nawet się nie dziwię. Ja, gdyby ktoś mi odwalił takie coś jak ja, zachowałbym się podobnie. A może i nawet jeszcze gorzej. Spieprzyłem po całej linii i wiem, że będę się musiał nieźle napracować nad tym, aby uzyskać po raz kolejny jej zaufanie chociaż w małym stopniu. Ale jestem w stanie zrobić wszystko, aby odbudować to, co zniszczyłem.

- A dobrze, kochanie. Z moim szefem już wszystko sobie wyjaśniliśmy i zostaniemy tutaj, w Los Angeles. - wiedziałem, że kłamała. W jej oczach nadal była żądza mordu a w dodatku nim tu przyszedłem się kłócili.

Widząc jak Jessica na migi próbuje pokazać swojej cioci, że idzie do siebie, tak bym ja nie zobaczył, byłem przygotowany do pościgu za dziewczyną. Musiałem ją chociaż przeprosić. Bo wiem, że dzisiaj nie dam rady wybłagać u niej przebaczenia. Nawet nie przyszło mi to do głowy, bo wiem, że ją cholernie mocno zraniłem.

~~~

Chyba jeszcze nigdy nie wbiegałam po tych schodach tak szybko. Ale teraz jest każda sekunda cenna aby ten dupek mnie nie dopadł. Będąc już na ostatnim schodku zaczynało mi brakować powietrza. To zdecydowanie jest znak bym zaczęła biegać chociaż kilka minut dziennie. A z resztą teraz nie mam co i tak robić to nie jest taki zły pomysł.

Cholera i przez moje myśli o słabej kondycji Nathan dopadł mnie przy zamykaniu przeze mnie drzwi do pokoju. I co ja mam teraz zrobić? Ignorować już go nie mogę, bo nie pozbędę się do końca roku. Wiem jaki uparty potrafi być. Nie mam zamiaru jednak słuchać kolejnych jego kłamstw. Wystarczająco mocno mnie zranił wierząc tej lafiryndzie a nie mnie. Nie powinnam w ogóle go dopuścić do siebie. Tak jak na początku powinnam trzymać go na dystans. Nie powinnam z nim gadać i mimo swojej woli polubić go.

- Jessica... Ja chciałbym...- przyrzekam, że gdyby mój wzrok teraz mógł zabijać, byłby już nieżywy. A ja nie miałabym zamiaru pojawić się nawet na jego pogrzebie.

- Co ty? Chciałbyś przeprosić. A to ciekawe. Bo jeszcze kilka dni temu miałeś mnie głęboko gdzieś i uwierzyłeś puszczalskiej blondynce z toną tapety na ryju. Zaufałam ci, powoli zaczęłam pozwalać ci na to abyś mógł wejść do mojego okrutnego i bolesnego świata, ale ty to musiałeś spieprzyć jedynie kilkoma zdaniami.Nie sądziłam, że taki jesteś. Że ta cholerna sława, udawanego idealnego pacana robiącego z siebie idiotę, aż tak ci uderzy do głowy. Co ty sobie myślałeś? Że nie dowiem się kim jesteś? Że nie domyślę się? Zapewne się nie spodziewałeś, że moja, może jeszcze nie była, przyjaciółka jest twoją mega fanką i cię nie rozpozna. Ba, że zacznie się umawiać z twoim najlepszym przyjacielem. To byłeś w ogromnym błędzie. Bo dowiedziałam się wszystkiego. I nie potrafię zrozumieć dlaczego to próbowałeś przede mną ukryć. Nie ufałeś mi, mimo, że ja tobie tak? Czy może po prostu wydawało się tobie, że jestem zbyt nudną osobą aby to zrozumieć? Albo wiesz co, lepiej nie odpowiadaj. Twoja odpowiedź mogłaby mnie jeszcze bardziej zranić a nie chcę tego. Jak dla mnie ta rozmowa jest już skończona. Możesz sobie iść i najlepiej nigdy nie wracać.- z ledwością wypowiedziałam ostatnie słowa, bo moje głupie serce nie chciało aby zniknął, jednak rozum jak zwykle wygrał. Może to i nawet dobrze.

- Jessica, błagam, wysłuchaj mnie. Nie proszę cię o wybaczenie jedynie o chwilę twojej uwagi. Nie wiem co mną kierowało, gdy wierzyłem w każdą bajeczkę Amandy. Naprawdę tego żałuję. - słysząc jego prawie niesłyszalny głos, wiedziałam, że z każdym kolejnym słowem wybaczę mu. Nie chciałam jednak być po raz kolejny przez niego zraniona i musiałam jak najszybciej to przerwać.

- Przestań. Mam gdzieś twoje tłumaczenia. Mało kto, dotychczas w moim życiu, zachował się tak samo podle jak ty. Myślę, że najlepiej będzie jak sobie pójdziesz. Wystarczająco mnie już zraniłeś.- z każdym słowem mój głos był coraz cichszy. W moich oczach gromadziło się coraz więcej łez. Nie chciałam się przed nim rozpłakać. Już i tak za dużo się o mnie dowiedział. Biorąc w dodatku jakąś rzecz z półki, próbował w niego trafić, żeby chociaż w jak najmniejszym stopniu pozbyć się złości na niego. Jak widać na nic się to zdało. Nadal byłam wściekła.

Patrząc, jak Nathan wychodzi z mojego pokoju, dopiero dotarło do mnie, że to już koniec tej znajomości. Nie mogłam w to uwierzyć. Naprawdę myślałam, że mogę go traktować jako mojego przyjaciela. Ale jak widać po raz kolejny zawiodłam się na ważnej dla mnie osobie.

Gdyby moja mama tutaj była. Na pewno by mi doradziła co mam zrobić. Właśnie. Moi rodzice. Zapomniałam o nich. A przede wszystkim o nadchodzącej rocznicy ich śmierci. Jet tak cholernie wściekła na siebie, za to przez tego idiotę zapomniał o śmierci własnych rodziców. Co ze mnie za córka. Chociaż... Może istnieje sposób, aby im to wynagrodzić. Co prawda jet już trochę późno na to, ale nie nie aż tak bardzo. A przecież nikt o tym nie musi wiedzieć, by tego nie opóźniać jeszcze bardziej. Zadowolona z mojego pomysłu szybko pobiegłam na łóżku i uruchamiając laptop obmyślałam się co, jak kiedy i gdzie.

~~~

Przytłacza mnie to, że nie mam kontaktu z Jes. Nie wiem co u niej. Nie wiem jak się trzyma. Nie wiem, czy nie zrobiła sobie czegoś. Tak bardzo chciałabym ją przytulić, ale boję się do niej chociażby zadzwonić. Boję się, że powie mi, iż znalazła sobie lepszą przyjaciółkę, która jej nie zostawi w chwili złamania, jak ja. Jest mi tak cholernie wstyd za to co zrobiłam. Nie potrafię jej na razie spojrzeć w oczy. Postąpiłam dokładnie tak samo jak Amanda. Może nie wiem do końca co zrobiła Jessice, ale zdążyłam zauważyć, że jest tak samo podłą suką jak ja. Dlaczego nie potrafię wziąć do ręki telefonu, zadzwonić do mojej przyjaciółki i zacząć jej przepraszać niezliczoną ilość razy. Dlaczego to akurat ona musiała trafić na taką przyjaciółkę, jaką jestem ja.

- Katie, czy ty nadal zadręczasz się tym, że tak potraktowałaś Jes? Jeżeli chcesz, możemy dzisiaj się do niej przejść i wyjaśnicie sobie to wszystko. Naprawdę nie mogę już patrzeć na to, jak cierpisz. A ona zapewne też. - w pierwszym momencie, gdy Brian się odezwał, byłam przerażona, że to jakiś złodziej. Później jednak szybko zerwałam się z mojego łóżka i jak najmocniej przytuliłam się do chłopaka. Naprawdę podziwiam go, że nie ma jeszcze dość przychodzenia do mojego domu i mnie pocieszania. Tak naprawdę nadal jestem zdziwiona, że potrafię z nim teraz normalnie rozmawiać. Przecież sobie obiecywałam, że kończę z oglądaniem ich i jakimkolwiek kraszowaniem. A teraz wychodzi na to, że traktuję go jak przyjaciela. Może faktycznie spotkanie go kilka dni temu w parku, było mniej więcej jak przeznaczenie. Dostał ode mnie kolejną szansę. Już nie jako idol a po prostu osoba z którą mogę pogadać, pośmiać się. Mam nadzieję, że nie będę żałować tego a Brian nie okaże się takim dupkiem jakim jest jego przyjaciel.

- Wiesz. Myślę, że nie jestem jeszcze gotowa spojrzeć Jessice w oczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że naprawdę ją zraniłam i czuję się naprawdę źle z tym. Ale wiem, że nie dam rady nic z tym zrobić i po prostu potrzebuję czasu. - jak co dzień powtarzam mu, że nie jestem gotowa. Co po części jest prawdą, ale prawdziwym powodem jest to, że jest mi cholernie wstyd za to, co jej zrobiłam.

- No dobrze Catie. Zrobisz jak uważasz. Wiesz, że ja cie do niczego nie zmuszę. - na jego słowa tylko lekko się uśmiechnęłam. Zdawałam sobie sprawę, że robi się już nieco zirytowany moimi wykrętami. I tak naprawdę, nie dziwię się mu.

wtorek, 23 stycznia 2018

Rozdział 27


Znalezione obrazy dla zapytania gify z spacerującą dziewczyną

Niesamowicie wkurzona kobieta po raz kolejny szukała swojego szefa. Nadal nie mogła zrozumieć jak jego córka mogła skrzywdzić jej kochaną siostrzenicę i zniszczyć jej tak psychikę. Wydawało jej się, że to wszystko wina pana Wilsona. Po części jednak tak jest, ale w większości to przez matkę Amandy, która odeszła i na oczach własnej córki zdradzała a tym samym rozwaliła szczęśliwą rodzinę jeszcze wtedy siedmioletniej dziewczynki.



- Szanowny pan Richard nadal tutaj jest? Myślałam, że na stoliku zastanę karteczkę z informacją o tym, iż mamy się jak najszybciej wyprowadzać a ty wystawisz dom na sprzedaż. Jednak widzę, że zaplanowałeś dla nas całkiem inne atrakcje. Teraz tylko pytanie gorsze czy lepsze. A może po raz kolejny twoja córka wywiąże cię z tego zadania.

- Karen, błagam uspokój się. Zrobię wszystko, aby wynagrodzić to Jessice. Może już zauważyłaś ale na twoim koncie pojawiły się pieniądze z którymi ty i Jessica możecie zrobić co chcecie. Byłem również dzisiaj u Jessici i osobiście wręczyłem jej kilka banknotów oraz szczerze ją przeprosiłem. Ja naprawdę nie wiedziałem, że Amanda wyczynia takie świństwa. - twarz kobiety na wzmiankę o pieniądzach przelanych przez jej szefa, robiła się jeszcze bardziej czerwona ze złości.

- Po cholerę mi twoje pieniądze gdy Jes przez twoją córkę ma zniszczone doszczętnie wspomnienia z jej najlepszego okresu życia. Z liceum powinna zapamiętać, że miała niesamowite koleżanki, pierwsze miłości a nie twoją zarozumiałą córkę. Co myślisz, że twoje pieniądze wymażą jej wspomnienia z głowy? Dla twojej wiadomości nie jest taka jak twoja córka i pieniądze nie grają dla niej roli. Uwierz mi zamiast nich chciałaby mieć rodziców przy sobie, przyjaciół, którzy odwrócili się od niej przez jakże kochaną twoją córkę i odrobinę szczęścia i radości z życia. Obaj, ty i twoja córka, jesteście potworami. Po prostu jeden wart drugiego. - kobieta ze łzami w oczach próbowała wyminąć pana Wilsona, który to zagrodził jej drogę i niespodziewanie ją przytulił. Kobieta natomiast była w ogromnym szoku. Nie sądziła, że po takim kazaniu jakie mu wygłosiła on posunie się do takiego czegoś. To był dla niej istny szok.

~~~

- Brian, do cholery odbierz ten głupi telefon. - po raz kolejny nagrałem się mu na sekretarkę, ale nic z tego. Mój przyjaciel obraził się na mnie na dobre. Ale sam sobie na to zasłużyłem. Jestem dupkiem. I doskonale zdaję sobie z tego sprawę. Jednak osoba, dla której mógłbym się zmienić, nie odzywa się do mnie prawdopodobnie przez moją głupotę i swoją naiwność. Najlepsze jest jednak to, że nawet nie próbowałem z Jessicą porozmawiać, bo doskonale wiedziałem, że to i tak nic nie da. Jednak ciekawiło mnie, to jaką miała naprawdę przeszłość. Zdeterminowany wstałem z mojego kochanego, aczkolwiek zasyfionego łóżka, i w dresach ruszyłem do domu mojej sąsiadki. Liczyłem na to, że pani Karen będzie w domu i zdradzi mi cokolwiek na temat Jessici.

Będąc już na posesji moich sąsiadów, słyszałem krzyki. Nie wiedziałem co zastanę w środku. Nie fatygowałem się również by najpierw zadzwonić czy coś. Po prostu wszedłem przez uchylone drzwi i dostrzegłem się wyrywającą z uścisku ciocię Jessici. Nie wiedziałem jak zareagować aż pani Karen się odwróciła i mnie zauważyła. Na jej twarzy była widoczna złość i zdawałem sobie sprawę z tego, że była ona wywołana moją obecnością.

- A ty czego tutaj szukasz? Mało dałeś Jessice do zrozumienia? Mało pokazałeś jaki jesteś naprawdę?

- Ja... . Wiem, że głupio postąpiłem. Wiem, że najpierw powinienem wysłuchać wersji pani siostrzenicy. Ale to co usłyszałem od Amandy wstrząsnęło mną. Ona gdy opowiadała to jaka jest Jessica brzmiała tak wiarygodnie.

- Amanda zawsze dobrze potrafiła udawać i kłamać. A ja zawsze naiwnie nabierałem się tak samo jak ty. - zdziwiony popatrzyłem na ojca Amandy. I już wiedziałem, że zraniłem Jessice, wierząc w chore bajeczki tej kłamczuchy.

- Po co tutaj przyszedłeś? - odezwała się do mnie już nieco uspokojona ciocia dziewczyny. - Jeżeli, przyszedłeś porozmawiać z moją siostrzenicą to radzę ci już teraz odpuścić. Odkąd znalazłam ją w kałuży krwi, z pociętymi nadgarstkami, nie wychodzi ze swojego pokoju a jak już wychodzi to powtarza, że idzie do Katie i wraca po kilku godzinach. - nie słuchałem jednak tego co dalej mówiła, gdy dowiedziałem, że Jessica się pocięła. Nie sądziłem, że moje słowa przyczyniły się do aż takiej tragedii. Jestem kretynem i skurwielem.

- Dlaczego Amanda to zrobiła? Znaczy nagadała mi te głupstwa i udawała poszkodowaną przede mną? - moją niepewność w głosie było słychać chyba kilometr dalej. Ale po tym co się dowiedziałem i obecnym stanie pani Karen bałem się zapytać o to. Bałem się również dowiedzieć co tak naprawdę Jessica przeżyła w przeszłości. A raczej swoich wyrzutów sumienia, że ja swoje rozżalenie za bardzo wyolbrzymiałem.

- Siadaj. Należą ci się wyjaśnienia a od mojej siostrzenicy na pewno się nie dowiesz. - tym razem odezwał się mężczyzna. Usiadłem na wskazane przez niego miejsce i naprawdę nie wiedziałem czego mam się spodziewać.

- Moja córka prześladowała Jessice jeszcze w Chicago. - co? To Jes jest z Chicago? Tak samo jak ta z SMS? - Poniżała ją na każdy możliwy sposób. Ja byłem jednak zbyt zajęty pracą, by to zauważyć i jakoś zareagować. I to właśnie dzięki mojej córce- Jessica całkowicie zamknęła się w sobie i przestała ufać ludziom. Nagadała ci tych głupot tylko po to aby znowu zrujnować życie i psychikę Jessice. Doskonale wiedziała, że ta dziewczyna cię polubiła a gdy ty się od niej odwrócisz znowu będzie cierpieć. Przykro mi mówić tak o własnej córce, ale Amanda mimo, że głupia,  to nadal podstępna żmija która wykorzysta każdą sytuację do upokorzenia ludzi. Źle ją wychowałem i dopiero teraz zdałem sobie z tego sprawę. - co ja do cholery zrobiłem?! Jak ja mogłem być taki głupi i po raz kolejny zranić tak kruchą i wrażliwą osobę jaką jest Jessica. Przecież ona mi tego nigdy nie wybaczy a ja nie wygram tego cholernego zakładu.

Ty idioto. Jedynie to moja podświadomość jest w stanie krzyczeć. Bo takim egoistą potrafię być tylko ja. Gdy moja sąsiadka zapewne płacze po kątach ja myślę jak wygrać ten cholerny zakład. A nie powinienem. Jedynie co powinienem to jak najszybciej wycofać się z tego chorego zakładu. Tak, to jest to. Jeszcze dziś dzwonię do chłopaków i oznajmiam im, że rezygnuję.

~~~

Chodząc po ulicach LA, wśród zabieganych osób, cały czas zadaję sobie pytanie co ja takiego zrobiłam, że to właśnie mnie spotyka wszystko co smutne i złe. Strata rodziców, gwałt, nękanie ze strony Amandy, strata przyjaciół po wypadku. Czy to już nie jest za wiele? A teraz chłopak, któremu powoli zaczynałam ufać, odwrócił się ode mnie. To samo z moją przyjaciółką. A moje życie w mieście aniołów miało w końcu zapowiadać się na lepsze. I jak zwykle nic nie poszło po mojej myśli. W dodatku przeze mnie moja ciocia wiecznie się zamartwia i kłóci ze swoim szefem. Nic nie jest tak, jak powinno.

Dzisiaj również wyjątkowo postanowiłam wrócić trochę prędzej niż zazwyczaj. Moja ciocia gdyby znowu wracała tak późno zaczęłaby podejrzewać, że wcale nie chodzę do Katie. A tego z całego serca nie chcę.

Z westchnieniem otworzyłam drzwi a na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech. Aktorstwo mam przecież opanowane do perfekcji. Byłam jednak zdziwiona, że tym razem moja ciocia nie darła się wniebogłosy na pana Wilsona.

Wchodząc do salonu myślałam, że mam zwidy. Tak bardzo chciałabym aby widok który przed sobą napotkałam był tylko wytworem mojej wyobraźni, jednak mój los mnie nie kocha i okazało się to być cholerną rzeczywistością.

sobota, 6 stycznia 2018

Rozdział 26

Podobny obraz

- Córeczko, jaa... ja nie wiedziałem, że ten sukinsyn będzie chciał się zemścić na mnie. Gdybym tylko wiedział, że to ty ucierpisz spełniłbym jego każdy warunek. Ja naprawdę nie wiedziałem, proszę wybacz mi. - nadal w lekkim szoku patrzyłam na mojego tatę. Nie sądziłam, że jego firma ma aż tak duże problemy i tylu wrogów czyhających na jej upadek. Nie sądziłam również, że akurat mój tato współpracował z takim psychopatą. Przecież my nic u nie zrobiliśmy. W szczególności ja. I nadal nie wymyśliłam jakiegoś sensownego wytłumaczenia na to, że ten gościu mnie zgwałcił. To było jakieś świadome działanie czy zrobił to pod wpływem alkoholu. Mam tak ogromny mętlik w głowie. W dodatku mój tato cały czas obwinia się, że to przez niego a to wcale nie jest prawdą.