- Cześć ciociu. Dzień dobry Rcihard. Jak wam minął dzień? - Jessica z wielkim uśmiechem, mimo i tak sztucznym, skierowała swoje słowa do osób w tym pomieszczeniu, ale totalnie ignorując mnie. W sumie to nawet się nie dziwię. Ja, gdyby ktoś mi odwalił takie coś jak ja, zachowałbym się podobnie. A może i nawet jeszcze gorzej. Spieprzyłem po całej linii i wiem, że będę się musiał nieźle napracować nad tym, aby uzyskać po raz kolejny jej zaufanie chociaż w małym stopniu. Ale jestem w stanie zrobić wszystko, aby odbudować to, co zniszczyłem.
- A dobrze, kochanie. Z moim szefem już wszystko sobie wyjaśniliśmy i zostaniemy tutaj, w Los Angeles. - wiedziałem, że kłamała. W jej oczach nadal była żądza mordu a w dodatku nim tu przyszedłem się kłócili.
Widząc jak Jessica na migi próbuje pokazać swojej cioci, że idzie do siebie, tak bym ja nie zobaczył, byłem przygotowany do pościgu za dziewczyną. Musiałem ją chociaż przeprosić. Bo wiem, że dzisiaj nie dam rady wybłagać u niej przebaczenia. Nawet nie przyszło mi to do głowy, bo wiem, że ją cholernie mocno zraniłem.
~~~
Chyba jeszcze nigdy nie wbiegałam po tych schodach tak szybko. Ale teraz jest każda sekunda cenna aby ten dupek mnie nie dopadł. Będąc już na ostatnim schodku zaczynało mi brakować powietrza. To zdecydowanie jest znak bym zaczęła biegać chociaż kilka minut dziennie. A z resztą teraz nie mam co i tak robić to nie jest taki zły pomysł.
Cholera i przez moje myśli o słabej kondycji Nathan dopadł mnie przy zamykaniu przeze mnie drzwi do pokoju. I co ja mam teraz zrobić? Ignorować już go nie mogę, bo nie pozbędę się do końca roku. Wiem jaki uparty potrafi być. Nie mam zamiaru jednak słuchać kolejnych jego kłamstw. Wystarczająco mocno mnie zranił wierząc tej lafiryndzie a nie mnie. Nie powinnam w ogóle go dopuścić do siebie. Tak jak na początku powinnam trzymać go na dystans. Nie powinnam z nim gadać i mimo swojej woli polubić go.
- Jessica... Ja chciałbym...- przyrzekam, że gdyby mój wzrok teraz mógł zabijać, byłby już nieżywy. A ja nie miałabym zamiaru pojawić się nawet na jego pogrzebie.
- Co ty? Chciałbyś przeprosić. A to ciekawe. Bo jeszcze kilka dni temu miałeś mnie głęboko gdzieś i uwierzyłeś puszczalskiej blondynce z toną tapety na ryju. Zaufałam ci, powoli zaczęłam pozwalać ci na to abyś mógł wejść do mojego okrutnego i bolesnego świata, ale ty to musiałeś spieprzyć jedynie kilkoma zdaniami.Nie sądziłam, że taki jesteś. Że ta cholerna sława, udawanego idealnego pacana robiącego z siebie idiotę, aż tak ci uderzy do głowy. Co ty sobie myślałeś? Że nie dowiem się kim jesteś? Że nie domyślę się? Zapewne się nie spodziewałeś, że moja, może jeszcze nie była, przyjaciółka jest twoją mega fanką i cię nie rozpozna. Ba, że zacznie się umawiać z twoim najlepszym przyjacielem. To byłeś w ogromnym błędzie. Bo dowiedziałam się wszystkiego. I nie potrafię zrozumieć dlaczego to próbowałeś przede mną ukryć. Nie ufałeś mi, mimo, że ja tobie tak? Czy może po prostu wydawało się tobie, że jestem zbyt nudną osobą aby to zrozumieć? Albo wiesz co, lepiej nie odpowiadaj. Twoja odpowiedź mogłaby mnie jeszcze bardziej zranić a nie chcę tego. Jak dla mnie ta rozmowa jest już skończona. Możesz sobie iść i najlepiej nigdy nie wracać.- z ledwością wypowiedziałam ostatnie słowa, bo moje głupie serce nie chciało aby zniknął, jednak rozum jak zwykle wygrał. Może to i nawet dobrze.
- Jessica, błagam, wysłuchaj mnie. Nie proszę cię o wybaczenie jedynie o chwilę twojej uwagi. Nie wiem co mną kierowało, gdy wierzyłem w każdą bajeczkę Amandy. Naprawdę tego żałuję. - słysząc jego prawie niesłyszalny głos, wiedziałam, że z każdym kolejnym słowem wybaczę mu. Nie chciałam jednak być po raz kolejny przez niego zraniona i musiałam jak najszybciej to przerwać.
- Przestań. Mam gdzieś twoje tłumaczenia. Mało kto, dotychczas w moim życiu, zachował się tak samo podle jak ty. Myślę, że najlepiej będzie jak sobie pójdziesz. Wystarczająco mnie już zraniłeś.- z każdym słowem mój głos był coraz cichszy. W moich oczach gromadziło się coraz więcej łez. Nie chciałam się przed nim rozpłakać. Już i tak za dużo się o mnie dowiedział. Biorąc w dodatku jakąś rzecz z półki, próbował w niego trafić, żeby chociaż w jak najmniejszym stopniu pozbyć się złości na niego. Jak widać na nic się to zdało. Nadal byłam wściekła.
Patrząc, jak Nathan wychodzi z mojego pokoju, dopiero dotarło do mnie, że to już koniec tej znajomości. Nie mogłam w to uwierzyć. Naprawdę myślałam, że mogę go traktować jako mojego przyjaciela. Ale jak widać po raz kolejny zawiodłam się na ważnej dla mnie osobie.
Gdyby moja mama tutaj była. Na pewno by mi doradziła co mam zrobić. Właśnie. Moi rodzice. Zapomniałam o nich. A przede wszystkim o nadchodzącej rocznicy ich śmierci. Jet tak cholernie wściekła na siebie, za to przez tego idiotę zapomniał o śmierci własnych rodziców. Co ze mnie za córka. Chociaż... Może istnieje sposób, aby im to wynagrodzić. Co prawda jet już trochę późno na to, ale nie nie aż tak bardzo. A przecież nikt o tym nie musi wiedzieć, by tego nie opóźniać jeszcze bardziej. Zadowolona z mojego pomysłu szybko pobiegłam na łóżku i uruchamiając laptop obmyślałam się co, jak kiedy i gdzie.
~~~
Przytłacza mnie to, że nie mam kontaktu z Jes. Nie wiem co u niej. Nie wiem jak się trzyma. Nie wiem, czy nie zrobiła sobie czegoś. Tak bardzo chciałabym ją przytulić, ale boję się do niej chociażby zadzwonić. Boję się, że powie mi, iż znalazła sobie lepszą przyjaciółkę, która jej nie zostawi w chwili złamania, jak ja. Jest mi tak cholernie wstyd za to co zrobiłam. Nie potrafię jej na razie spojrzeć w oczy. Postąpiłam dokładnie tak samo jak Amanda. Może nie wiem do końca co zrobiła Jessice, ale zdążyłam zauważyć, że jest tak samo podłą suką jak ja. Dlaczego nie potrafię wziąć do ręki telefonu, zadzwonić do mojej przyjaciółki i zacząć jej przepraszać niezliczoną ilość razy. Dlaczego to akurat ona musiała trafić na taką przyjaciółkę, jaką jestem ja.
- Katie, czy ty nadal zadręczasz się tym, że tak potraktowałaś Jes? Jeżeli chcesz, możemy dzisiaj się do niej przejść i wyjaśnicie sobie to wszystko. Naprawdę nie mogę już patrzeć na to, jak cierpisz. A ona zapewne też. - w pierwszym momencie, gdy Brian się odezwał, byłam przerażona, że to jakiś złodziej. Później jednak szybko zerwałam się z mojego łóżka i jak najmocniej przytuliłam się do chłopaka. Naprawdę podziwiam go, że nie ma jeszcze dość przychodzenia do mojego domu i mnie pocieszania. Tak naprawdę nadal jestem zdziwiona, że potrafię z nim teraz normalnie rozmawiać. Przecież sobie obiecywałam, że kończę z oglądaniem ich i jakimkolwiek kraszowaniem. A teraz wychodzi na to, że traktuję go jak przyjaciela. Może faktycznie spotkanie go kilka dni temu w parku, było mniej więcej jak przeznaczenie. Dostał ode mnie kolejną szansę. Już nie jako idol a po prostu osoba z którą mogę pogadać, pośmiać się. Mam nadzieję, że nie będę żałować tego a Brian nie okaże się takim dupkiem jakim jest jego przyjaciel.
- Wiesz. Myślę, że nie jestem jeszcze gotowa spojrzeć Jessice w oczy. Zdaję sobie sprawę z tego, że naprawdę ją zraniłam i czuję się naprawdę źle z tym. Ale wiem, że nie dam rady nic z tym zrobić i po prostu potrzebuję czasu. - jak co dzień powtarzam mu, że nie jestem gotowa. Co po części jest prawdą, ale prawdziwym powodem jest to, że jest mi cholernie wstyd za to, co jej zrobiłam.
- No dobrze Catie. Zrobisz jak uważasz. Wiesz, że ja cie do niczego nie zmuszę. - na jego słowa tylko lekko się uśmiechnęłam. Zdawałam sobie sprawę, że robi się już nieco zirytowany moimi wykrętami. I tak naprawdę, nie dziwię się mu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Dziękuję za wszystkie komentarze :)