Mija już tydzień jak Nathan przyszedł na obiad do mojego domu, uciekł po moim wyznaniu i przeproszeniu. Zrobił tak samo jak ja kilkanaście razy. Rozumiem jego zachowanie jednak cały czas tli się we mnie mała iskierka nadziei, że jednak odezwie się do mnie i da mi szansę. Odmawiałam za każdym razem, gdy moja przyjaciółka chciała się ze mną spotkać, bo na pewno patrząc na mnie, domyśliłaby się, że coś się stało. Każdego ranka siadałam na parapecie i patrzyłam przez okno czy przypadkiem Nathan nie wychodzi gdzieś na dwór. Wieczorem natomiast, czasem nawet też popołudniu siadałam na schodkach przed domem i cierpliwie czekałam aż mój sąsiad raczy wyjść z domu. Nigdy nie zdobyłam na tyle odwagi by pójść do niego i tak najzwyczajniej w świecie zapytać się o co chodziło, że wybiegł tak niespodziewanie z mojego domu. Nienawidzę mojej nieśmiałości i tchórzostwa.
- Jessica, co ty tutaj robisz? - niepewnie podniosłam głos i na to pytanie tylko lekko się uśmiechnęłam.