Katie
zaprasza do znajomych.
Nie
wiem, co było tak ważne, by mi przerwać rozmyślania. A raczej
snucie w myślach innego, lepszego życia, które i tak pozostanie
nierealne. Niechętnie podniosłam się z łóżka i wzięłam do
ręki mój telefon. Delikatnie przejechałam palcem po ekranie. Nie
miałam żadnego hasła na blokadę, pomimo że wszyscy z klasy
skreślili mnie za to, co stało się w przeszłości.
Z
początku uciekałam do drastycznych metod, by zagłuszyć ból
psychiczny. Niestety nadal zdarzało mi się to robić, lecz już nie
tak często. Widząc, że znowu mam kolejne zaproszenie do kontaktu,
westchnęłam cicho pod nosem. Po co mi wysyłają zaproszenia, skoro
i tak już jutro nie będą pamiętać o jakiejś tam Jessice?
Niechętnie nacisnęłam ikonkę mało już znanego komunikatora,
jakim było GG, w celu dowiedzenia się, kto teraz do mnie napisał.
Zapewne jakiś kolejny zboczony typ, który nie ma nic do roboty.
Zdecydowanie więcej osób blokowałam, niż wymieniłam się choćby
informacją o imieniu. Jednak zawieranie znajomości przez internet
było o wiele lepsze. Nie musiałam się bać, że ktoś rozpozna
mnie i przypomni sobie, że to ta dziewczyna, córka znanych ludzi
show-biznesu, która niestety została osierocona przez głupotę
rodziców. W internecie znacznie lepiej zawierało mi się
znajomości, jednak one szybko się kończyły. Wiązało się to z
samotnością, ale ci ludzie nie oceniali przez pryzmat tego, co się
stało. Nienawidziłam siebie za to, że tak szybko przywiązywałam
się do innych osób. Wiedziałam, że z góry jestem skazana na
cierpienie, a jednak nadal to robiłam.
Katie:
Hejka. Co tam? Jak tam?
Ja:
Hejka. U mnie z pozoru dobrze. A u ciebie?
Katie:
U mnie w sumie dobrze. Tyle że nie z pozoru. I zgaduję, że to
dlatego masz taki opis, a nie inny?
Brak
powodów, by zostać, to dobry pomysł, by odejść.
Analizował
po raz kolejny ten cytat. Opisywał doskonale to co działo się z
moimi pseudoprzyjaźniami przez internet. Katie, o ile było to jej
prawdziwe imię, jako jedyna zwróciła uwagę na mój opis pod
miniaturką nutek.
Ja:
Jesteś
pierwszą osobą, która zwróciła na mój opis. I masz rację.
Jesteś dobra w zgadywaniu. ;-)
Katie:
No ba. Ostatnio zgadłam, jaki mój mąż nagra odcinek.
Przewidziałam, jaki challenge doda mój kochanek. Wiem. Jestem w tym
najlepsza. Nie musisz mi pisać, jaka to jest wspaniała i mądra.
Ja:
Haha. Zapomniałaś dodać, że skromna. I ty masz już męża? I
kochanka. Boże. Z opisu wynika, że masz tyle samo lat, co ja.
Katie:
Nie mam męża, głuptasie. Ale tak nazywam mojego idola. I jakim
cudem ty nie znasz Briana czy Nathana? No powiedz mi. Przecież to
tacy przystojniacy, jakich jeszcze nigdy nie widziałam.
Zaśmiałam
się na wiadomość Katie. Może pod względem Briana i Nathana
wyglądała na napaloną fankę, ale mimo to polubiłam ją. Biło od
niej takie przyjemne ciepło i fajnie mi się z nią pisało.
Ja:
No może dlatego, że ja mieszkam w Chicago, a ty w Los Angeles? Nie
sądzisz, że to ciut duża odległość?
Katie:
Może i jest to dosyć spora odległość, ale oni są znani w całej
Ameryce. Na pewno są u was znani. I błagam, nie dołuj mnie tym, że
nie znasz nawet Nathana. Jeszcze do niedawna mieszkał w Chicago.
Ja:
Niestety
nie znam. I przykro mi z powodu twojej rozpaczy. :-(
Katie:
Ranisz mnie tak samo, jak ich. Ale jesteś chyba jedyną dziewczyną,
która nie ignoruje mnie zaraz po tym, jak napiszę o Nathanie bądź
Brianie. Nie jesteś zazdrosna, że istnieją inne osoby, które
kochają tego samego idola. I nie narzekasz, że ciągle o nich
piszę. Stwierdzam, że polubiłam cię i nie żałuję, że do
ciebie napisałam.
Zdziwiłam
się na jej wyznanie. Nikt nigdy jeszcze nie powiedział czegoś
takiego i nie spodziewałam się, że ktoś tak szybko mnie polubi.
Co będzie jednak, gdy powiem Katie, jak jest naprawdę? Pewnie nie
będzie chciała się ze mną więcej się zadawać. Tak jest zawsze,
gdy prawda nawet przez przypadek wyjdzie na jaw. Westchnęłam cicho
pod nosem. Męczyłam się na tym świecie, ale obiecałam sobie, że
nie pozwolę na to, aby moi rodzice się na mnie zawiedli. Może i
ich już nie ma razem, z moim bratem. Może i ciocia nie ma dla mnie
czasu, bo cały czas spędza w pracy. Wiem, że cierpi po stracie
swojej jedynej siostry, dlatego nie chciałam dokładać jej jeszcze
moich problemów. Kiedyś byłam smutna o to, że nie dostałam
wymarzonej lalki. Teraz jestem smutna i zła na siebie, że nie dość,
iż byłam pokłócona z moimi rodzicami, to w dodatku zginęli
przeze mnie.
Katie:
Halo, Jessica. Masz już mnie dość? Wiedziałam, że Cię
wystraszę. Zawsze nie potrafię się kontrolować i piszę non stop
o tych przystojnych idiotach. Przepraszam.
Zdziwiłam
się na słowa Katie. Pisałyśmy niecałe piętnaście minut, a ona
już uważa mnie za koleżankę. Nagle tak cieplutko zrobiło mi się
w okolicach serca. Pierwszy raz byłam ważna, choć ona mnie tak
naprawdę nie znała.
Ja:
Nie
mam cię dość, po prostu się zamyśliłam. Wybacz. To ja powinnam
przepraszać. I fajnie się słucha o tych, jak to nazwałaś,
przystojnych idiotach. Jesteś wtedy tak pełna energii.
Katie:
Aww. To było miłe. Jesteś naprawdę świetną dziewczyną na
przyjaciółkę. Powiedz jeszcze, że kochasz lody czekoladowe,
ogólnie wszystko, co z czekolady, no i przede wszystkim kakałko.
Jeśli powiesz, że tak, jak nic jesteś moją bliźniaczką, którą
zabrano przy porodzie.
Ja:
A co byś zrobiła, gdybym naprawdę okazała się twoją
bliźniaczką?
Katie:
Nie pozwoliłabym zakończyć ci kontaktu ze mną. I zapewne
wynajęłabym detektywa, który by sprawdził, czy na pewno nie mam
rodzeństwa.
Ja:
Ale zapomniałaś do naszej listy ulubionych rzeczy dopisać żelek.
;-(
Katie:
O matko. Zapomniałam o tym. Wybacz mi, moja bliźniaczko. Już to
dopisuję.
Ja:
Jesteś niemożliwa. :-)
Sama
do siebie pokiwałam głową z rozbawienia. Był to chyba pierwszy
dzień w tym roku, gdy na mojej twarzy gościł uśmiech. I to w
dodatku wywołany przez nieznaną mi osobę z internetu. Bywałam
naprawdę dziwna. Ale na razie Kathy to nie przeszkadzało.
***
-
Katherine, zejdź natychmiast do kuchni. - Jak zwykle głos mojej
matki był taki oziębły. Niechętnie wstałam z wygodnego łóżka
i z prędkością żółwia ruszyłam po schodach. Wiedziałam, że
znowu będę miała kazanie na temat mojego opuszczania zajęć z gry
na fortepianie. Moi rodzice chcieli, abym miała wszystko, czego
zapragnę, lecz czasami miałam wrażenie, że oni spełniają swoje
marzenia, a nie moje. Gdy zbliżałam się do kuchni, do moich uszu
dotarły krzyki. Zapewne znowu moi rodzice kłócili się o jakąś
błahostkę. Z czasem można było się do tego przyzwyczaić, ale to
i tak nie zmieniało faktu, że w mojej głowie pojawiały się myśli
o ich rozwodzie.
-
Jestem. Co chciałaś, mamo? - Mimo iż się nie śpieszyłam, to już
po chwili musiałam wpatrywać się we wkurzonych rodziców.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Z ulgą stwierdziłam, że
jeszcze nie wylądowało na ziemi żadne naczynie.
-
Ciekawi mnie po prostu to, że jesteś jeszcze w domu. Za dziesięć
minut rozpoczynają się zajęcia. - Na jej słowa przewróciłam
tylko oczami. Czy oni naprawdę byli na tyle zapatrzeni w siebie, że
nie widzieli, iż gra na fortepianie to nie moja bajka?
-
Idź się ubrać, córeczko, i widzę cię zaraz w moim samochodzie.
- Po raz kolejny na słowa ojca przewróciłam oczami. Tyle że teraz
bardziej dyskretnie. Miałam ochotę wykrzyczeć, co sądzę o ich
zachowaniu i traktowaniu mnie, ale po minie ojca zrezygnowałam.
Bywały momenty, w których czułam, że jestem tylko problemem w tej
rodzinie. Na pierwszy rzut wydawało się, że wszystko jest jak
należy, ale z czasem zaczynałam rozumieć i zauważać, jak jest
naprawdę. I wtedy na YouTube znalazłam Nathana. Osobę, która
potrafiła u mnie wywołać łzy śmiechu przez swoje zabawne
komentarze do gry bądź zmyślone historie z życia.
Zawiązałam
drugiego buta i, gdy miałam wychodzić z domu, przypomniałam sobie,
że nie powiadomiłam Jes o tym, iż nie będzie mnie przez prawie
trzy godziny. Szybko wyciągnęłam telefon z tylnej kieszeni moich
czarnych spodni.
Ja:
Przepraszam,
Jes, ale niestety przez następne trzy godziny będę na lekcji gry
na fortepianie. Gdybyś chciała, to możesz napisać do mnie na ten
numer: 344 560 751.
Pisałam
w pośpiechu i nie wiedziałam nawet, czy ujęłam to dobrze, ale
widząc zdenerwowanego ojca, zablokowałam telefon i szybko zajęłam
miejsce pasażera w jego drogim samochodzie. Wcale nie miałam ochoty
przez następne kilka godzin męczyć i mojego wzroku, i mojego
słuchu oraz palców na tych głupich zajęciach. Ale jak mus to mus.
Z moimi rodzicami nie warto było dyskutować, bo to i tak strata
czasu. Oparłam swoją głowę o szybę samochodu i z
niecierpliwością zaczęłam wpatrywać się w telefon. Miałam
nadzieję, że Jes odpisze i nie będę musiała udawać, iż dobrze
mi znane obrazy za oknem są bardzo interesujące.
***
Zmęczony
rzuciłem się na łóżko. To był dopiero pierwszy dzień na
Meet-Up’ie, a ja padałem ze zmęczenia. Kochałem swoich fanów,
ale czasem dawali niesamowicie popalić. Mimo to nie żałuję tego,
co robię. Właśnie teraz czułem się potrzebny. Wiedziałem, że
istnieją miliony osób, które wspierają mnie i wierzą we mnie. Po
tym, jak straciłem wszystko, zyskałem ich. I byłem wdzięczny, że
mam ich aż tyle.
Dosłownie
już zasypiając, usłyszałem dźwięk, który wydobywał się z
mojego telefonu. Niechętnie podniosłem się z wygodnego łóżka
hotelowego i zaczęło się poszukiwanie urządzenia. Jak już
później się okazało, znalazłem go w kieszeni moich spodni. I po
co ja wstawałem z łóżka? Chyba przez własną głupotę.
Od
nieznany: Katie,
zaczynam się martwić. Nie ma Cię już od czterech godzin, a
mówiłaś, że te lekcje będą trwać maksimum trzy godziny.
Do
nieznany:
Czyli od dziś jestem Katie. Miło mi, a ty jak masz na imię?
Byłem
ciekaw, co mi odpisze dziewczyna, a może chłopak. Pierwszy raz
spotkałem się z takim przypadkiem. Jeszcze nigdy nikt nie napisał
do mnie w ten sposób.
Od
nieznany: Ech.
Zapewne moja koleżanka podała mi zły numer. Przepraszam.
Do
nieznany: Spoko
;-) Nic się nie stało, ale nadal nie wiem, jak masz na imię, a
chciałabym cię zapisać jakoś normalnie w telefonie.
Od
nieznany: Zapewniam,
że nie będzie ci potrzebny mój numer w telefonie.
Tajemnicza
i zamknięta w sobie. Jednak wątpiłem, że da radę oprzeć się
mojemu urokowi, gdy mnie pozna. Ciekawe, czy była to moja fanka.
Do
nieznany: Nalegam.
Co ci szkodzi podać tylko swoje imię. No chyba że wolisz zostać
podpisana jako tajemnicza nieznajoma.
Od
nieznany: Ugh.
Strasznie uparty jesteś. I skąd masz pewność, że jestem
dziewczyną?
Do
nieznany: No
cóż, taki jestem i już, a że jesteś dziewczyną, to miałem
takie przeczucie. To jak będzie? Podasz mi swoje imię?
Nie
sądziłem, że aż tak trudno będzie wyciągnąć z niej, jak ma na
imię. Poza tym nadal nie wiedziałem, czemu z nią piszę. Przecież
przed chwilą ze zmęczenia w ogóle nie kontaktowałem.
Od
nieznany: A
czy jak podam ci moje imię, to dasz mi spokój?
Do
nieznany: Może,
ale nic nie obiecuję.
Od
nieznany: Ugh.
Jessica jestem. A ty? Bo na razie dla mnie masz na imię Katie. ;-)
Do
Jessica: Ładnie
imię. I to trochę dziwne, że chłopak ma dziewczęce imię. Nathan
jestem. OMG, wysłałaś mi buźkę. A ja myślałem, że mnie nie
lubisz.
Od
Jessica: Czy
ładne, to nie wiem, ale dziękuję. I w twoim przypadku to może nie
dziwne. Zasmuciła mnie wiadomość, że jednak masz w miarę
normalne imię. I nie ciesz się za długo. Nadal cię nie lubię.
Ba. Nawet nie znam. Nie mam pewności, że nie jesteś jakimś starym
dziadkiem który porywa bezbronne dziewczyny.
Do
Jessica: No
ej. Bo się obrażę. Mam ładne imię. I jeszcze mnie polubisz. Ale
co do teorii o dziadku, to mnie rozśmieszyłaś.
Od
Jessica: Gdybyś
się obraził to miałabym przynajmniej spokój. I nie bądź taki
pewny siebie. Nie ufam ludziom. I pisząc o dziadku, nie miałam na
celu cię rozbawić. Pisałam to, będąc śmiertelnie poważna.
Do
Jessica: Teraz
to na pewno się nie obrażę. A pewność siebie to moje drugie
imię, więc przykro mi. A czemu nie ufasz ludziom?
Czekałem
na odpowiedź od niej już dobre piętnaście minut. Wziąłem do
ręki mój czarny iPhone i jeszcze raz przeanalizowałem ostatnią
odpowiedź. Nie wiedziałem, co źle napisałem. Nie wiedziałem,
kiedy wkroczyłem na niebezpieczny temat. A może to ona postanowiła
się obrazić? Ale za co, skoro mnie nie da się nie lubić?
Zrezygnowany przeczesałem ręką moje włosy. Nie wiedziałem, co
robić. Napisać jeszcze jeden SMS czy najzwyczajniej w świecie
odpuścić? Przecież ona jasno dała mi do zrozumienia, że nie ma
ochoty ze mną pisać. Ale z drugiej strony jest w niej, coś co nie
pozwala mi zostawić tej znajomości od tak.
***
Ja:
Katieee.
Ja:
Jestem
taka głupia.
Ja:
Albo to ty jesteś głupia?
Ja:
No
bo w końcu ty mi podałaś zły numer.
Ja:
I jeżeli się dowiem, że to jakaś ustawka, by mnie zeswatać ze
swoim kuzynem, to już teraz jesteś trupem.
Ja:
Jednak wracając do tematu...
Ja:
Pisząc do Ciebie, okazało się, że numer, który mi podałaś, to
nie twój.
Ja:
Tylko jakiegoś chłopaka.
Ja:
Nachalnego i upartego.
Ja:
Nie
ma cię już pięć godzin.
Ja:
Zaczynam się martwić.
Ja:
Obraziłaś się?
Ja:
W jakiś magiczny sposób dowiedziałaś się prawdy?
Ja:
Jeśli tak, to cię rozumiem.
x