Nawet przechadzanie się po uliczkach w których chodziliśmy kiedyś razem z całą rodziną, nie wywołało na mojej twarzy nawet cienia uśmiechu. Jedynie na co miałam ochotę to płakać. Moich rodziców już nie ma ze mną na tym świecie, mojego kochanego młodszego braciszka również. Amanda doszczętnie zniszczyła mi życie. Moja ciocia zapewne zamartwia się o mnie a Katie wyklina na wszystkie sposoby. W dodatku mam jeszcze okropne poczucie winy, bo pomimo tego co obiecałam rodzicom na pogrzebie, próbowałam popełnić samobójstwo. Pierwszy raz nie stchórzyłam, ale ciągłe myśli, że zawiodłam siebie a przede wszystkim ich, jest najgorsze. Jedynie jedną rzecz, dobrą dla mnie, zrobił ojciec Amandy. Na moje konto przelał niezłą sumkę, która wystarczyła na zakup biletu do Chicago i opłacenie hotelu. Normalnie, według swoich zasad od razu bym mu podziękowała, ale wtedy wyszłoby na jaw gdzie jestem. A na razie chcę pobyć sama. Pomyśleć. Poukładać swoje myśli, chociaż wątpię w to, że mi się uda.
Mijając ulubioną przeze mnie i moją mamę kawiarnię, nie mogłam przejść obok niej obojętnie. Z małym wahaniem weszłam do środka i zauważyłam, że od kilku lat nic tu się nie zmieniło. Mój ulubiony stolik, stał tam gdzie zawsze. Jasno fioletowo ściany nic się nie zmieniły. Nadal było tak samo dużo przeróżnych obrazów, przedstawiających prawie zawsze jakieś kwiaty.
-Mamo, mówię, że chodźmy usiąść tam. Przecież moje wypatrzona miejscówka jest idealnie a nie będziemy przecież całą wieczność czekać aż ci ludzie opuszczą lokal. -Jak na sześciolatkę sama byłam zdziwiona, że potrafię użyć tak trafnych argumentów. Co prawda nie przeszkadzało mi to, ale zdziwiłam samą siebie jak i moją mamę. Widząc jak moja mama zmierza do mojego stoliku tylko szeroko się uśmiechnęłam. W podskokach pobiegłam za nią i czekałam aż podejdzie do nas jakiś pan. Wiedziałam co już chcę, bo nie raz byłam z mamą tu i zawsze zamawiałam to samo.
Gdy już wyszłam z przytulnej kawiarenki kontynuowałam mój spacer. Czekolada jak i kremowe ciastko nadal jest tak samo przepyszne jak kilka lat temu. Teraz jednak zmieniło się towarzystwo a raczej jego brak. Kolejnym punktem który chciałam odwiedzić to moja szkoła. Nie mijałam jej nawet od kilku ładnych lat i jestem ciekawa czy nadal jest tak duża i zadbana.
Z uśmiechem na twarzy pożegnałam się z moją nową koleżanką. Myślę, że dzięki niej zapomnę o moim byłym przyjacielu, dla którego koledzy z jego nowej klasy byli ważniejsi. Nadal jest mi przykro po tym co zrobił.
Z uśmiechem wyszłam ze szkoły i zaczęłam szukać mojej mamy. Jestem dopiero w pierwszej klasie i mama kilka razy dziennie tłumaczy mi, że mam na nią czekać dopóki mnie nie odbierze. Tłumaczy to tym, że jestem jeszcze za mała, bym mogła sama wracać do domu, ale ja przecież jestem już duża. Dzisiaj pomimo, że mojej mamy jeszcze nie było, postanowiłam na nią poczekać. Nie chciałam po raz kolejny się z nią kłócić. Wiem, że ostatnio już dużo razy kłóci się z tatusiem. Nie chcę by i przeze mnie chodziła smutna. Wiem, że mój braciszek bardzo dużo razy płacze w nocy i może dlatego przez to moi rodzice się tak kłócą. Mimo to i tak bardzo ich kocham. Rozglądając się jeszcze raz po boisku zobaczyłam moją mamę. Zmierzała w moją stronę z małym Willem na rękach. Biegiem rzuciłam się do niej. Przytulając się już do mojej mamy w oddali zauważyłam mojego byłego przyjaciela. Ewidentnie było widać, że jego koledzy mnie obgadywali a nawet się ze mnie wyśmiewali. Mój wzrok na chwilę zetknął się z wzrokiem Nathana i sama już nie wiem czy to nie były zwidy czy nie, ale jego spojrzenie wyrażało smutek. Nie wiem co mam o tym sądzić. Nie wiem czy znowu chciałabym z nim gadać.
Krążąc cały czas po znanych uliczkach zastanawiałam się kogo mi przypomina mój dawny przyjaciel. Przez wspomnienie sprzed chwili mam wrażenie, że w niedalekiej przeszłości widziałam gdzieś te oczy. Nie potrafię sobie jednak przypomnieć. Tak samo jak jego nazwiska czy domu w którym mieszka. Tak świetnie się razem bawiliśmy, budowaliśmy zamki z piasku, robiliśmy babeczki w piaskownicy, które swoją drogą nie zawsze idealnie nam wychodziły. Wiem, że nasi rodzice byli dobrymi przyjaciółmi. I gdyby moja mama żyła, od razu bym jej się o to zapytała.
Tak naprawdę wszystko w tym dniu przypomina mi moich rodziców. I to jest jeszcze większy cios, niż świadomość, że jutro kolejna ich rocznica śmierci. To dopiero druga a ja mam wrażenie, że już co najmniej dziesiąta.
Kolejnym miejscem na które natrafiłam, jest stary plac zabaw na którym często przesiadywałam wraz z moją koleżanką z klasy. Złapałyśmy naprawdę dobry kontakt ze sobą, ale w trzeciej klasie niestety wyjechała. Do tej pory pamiętam jak moi rodzice się burzyli, że wracałam po 20 a miałam jedynie dziesięć lat. Jednak ufali mi i gdy słyszeli, że byłam jedynie na palcu zabaw zawsze odpuszczali.
-Widzimy się tam gdzie zawsze o 15? - na słowa Ashley tylko energicznie pokiwałam głową na tak i czym prędzej pobiegłam do domu, by szybko odrobić zadanie. Mimo, że jestem strasznym leniem to o odrabianie zadań domowych dbam. Wiem, że moi rodzice są z tego dumni.
-Zabierając bluzę z szafy wydarłam się na cały dom, że wychodzę. W odpowiedzi moja mama tylko krzyknęła głośno abym nie wracała późno, ale prawda jest taka, że obie wiedziałyśmy, iż tak nie będzie.
Z uśmiechem wkroczyłam na teren placu zabaw. Nikt na nim nie przebywał oprócz naszej dwójki. Bo przyznajmy sami. Ten plac zabaw swoim wyglądem nie zachęcał do jakiejkolwiek minuty spędzonej na nim.
- Hej blondyno. Znowu się spóźniłam? - moja próba żartu chyba się nie udała. Moja koleżanka siedziała nienaturalnie cicho i zaczęło mnie to martwić. Domyślałam się, że to coś naprawdę szokującego a zarazem i smutnego.
- Wyprowadzam się Jes. Nawet nie wiem gdzie. Moi rodzice zdążyli mi jedynie przekazać, że mam się pakować i pojechali do pracy. - w jednej chwili po raz kolejny poczułam się jak ktoś daje mi w twarz. Najpierw Nathan, teraz Ashley. Jak dobrze, że rodzice ze mną zostali i nie wybierają się nigdzie.
- Tak mi przykro. Już nie będę miała z kim przesiadywać na tym placu zabaw. Ale to może jakiś znak byś zaczęła nowe życie? - Ashley zdziwiona spojrzała na mnie. Nie powiem ja sama jestem zdziwiona tym co powiedziałam. W końcu tak naprawdę nie chcę by wyjeżdżała. Ale nie chcę jej utrudniać jeszcze bardziej. Doskonale widzę, że nie potrafi się pogodzić z tym, że rodzice tak traktują i z dnia na dzień każą wyjeżdżać nawet nie wiadomo gdzie.
- Jessica, nigdy o tobie nie zapomnę. Wierzę, że w przyszłości naprawdę się kiedyś jeszcze spotkamy. Już teraz jesteś bardzo inteligentna i mam nadzieję, że nie zmarnujesz tego w przyszłości. - po raz ostatni mnie przytuliła a gdy zniknęła z mojego pola widzenia moje łzy zaczęły spływać po policzkach.
Otrząsając się z wspomnień, do mojej głowy znowu przyszła dołująca myśl. Wtedy na placu zabaw, największym problemem i zranieniem było to, że osoba której nie zdążyłam poznać nawet tak naprawdę, wyjechała. A teraz zaledwie kilka lat później mam za sobą śmierć rodziców, nękanie ze strony rówieśników, próbę samobójczą i setki blizn po żyletce. Nigdy bym nie pomyślała w dzieciństwie, że właśnie coś takiego mnie spotka.
Wykończona psychicznie zrezygnowałam z dalszego spaceru. Jak na dzisiaj miałam zdecydowanie dość. Wróciłam do hotelu i nie racząc ubrać się w piżamę zasnęłam.
~~~
Pakując w pośpiechu ubrania zamawiałem taksówkę. Do odlotu samolotu została mi ponad godzina a ja jestem wczorajszy. Totalnie zapomniałem o dzisiejszym wylocie. Wir nagrywania wciągnął mnie tak bardzo, że teraz widzę skutki tego. Przyrzekam, następnym razem będę bardziej kontrolował godziny odlotu moich samolotów. Pakowanie się w pośpiechu jest cholernie stresujące.
Zdyszany w ostatnich sekundach wbiegłem do samolotu. I mimo, że jutro czeka mnie naprawdę trudny i długi dzień to dzisiaj szczęście jeszcze się do mnie uśmiechnęło. Jednak wiem, że jutro będzie wręcz przeciwnie. I to mnie przeraża, ale wiem, że nie ma szans abym to zmienił. Istnieją niestety rzeczy czy wydarzenia która pozostaną już takie same na zawsze. Bolesne i smutne.